Lucyna Tarka wraz z synkiem Marcelem, chciała spędzić długi weekend w Marszewie, u swojej rodziny. Przyjechała tu z Małopolski. Jednak w piątek popołudniu, chłopiec się rozchorował. Miał 40-stopniową gorączkę, a w przychodni, w której leczy się jej rodzina, nie przyjmowali już kolejnych pacjentów. Pani Lucyna zgłosiła się więc na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Pleszewie. - To, jak zostaliśmy potraktowani, nie mieści mi się w głowie - mówi pani Lucyna. Matka z chorym dzieckiem przez 1,5 godziny czekała na jakiekolwiek zainteresowanie, mówiono jej, że pediatry już nie ma i ma czekać, a gdy zażądała natychmiastowej pomocy straszono ją wezwaniem policji. Dopiero po telefonicznej interwencji u rzecznika praw pacjenta przysłano do niej pielęgniarkę, a następnie lekarza, który zbadał jej dziecko. Dopiero wówczas skierowano ją na oddział pediatrii. - Tam spotkałam się z przemiłą opieką - mówi pani Lucyna i dodaje, że pediatra był zdziwiony, że nikt nie poinformował go, że w SOR-ze jest dziecko oczekujące pomocy. - To się nie może powtarzać! - mówi pani Lucyna.
WIęcej przeczytacie w "Gazecie Pleszewskiej"
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?