Tak narodził się przecież nu jazz, nu soul, r&b, funk i mnóstwo innych gatunków. Nawet w Polsce w ostatnich latach mieliśmy bardzo dużo przykładów świetnych pokombinowanych produkcji – chociażby płyty Ostrego nasączone jazzem, czy jego projekt z Sofą nagrany w studiu radiowej Trójki, no i sama Sofa... Albo współpraca Tomka Stańko i Michała Urbaniaka z raperami, Smolik,Sistars, chłopaki z 52 Dębiec sięgający do mocnych, rockowych, a nawet metalowych brzmień... Strasznie tego dużo. I dobrze – pod warunkiem, że nie dochodzi do przekombinowania, bo o to niestety nie trudno.
Zobacz fotorelację z koncertu Leny Romul w Szamotułach
W tą szaloną zabawę dźwiękami wpisuje się też i działalność Leny Romul, która za jakiś czas zapewne sporo namiesza na rodzimej scenie, a tymczasem bawi się w mieszanie housu i nu jazzu z klasyką, łamanie tradycyjnego brzmienia saksu poprzez kolaborację z elektroniką. Efekt końcowy powoli zaczyna zwalać z nóg. A żeby było śmieszniej, to przynajmniej w moim odczuciu jest to powrót do korzeni jazzu, bo nawiązuje przecież do improwizacji – zabawy muzyką tak charakterystycznej dla tego gatunku i niestety chyba troszkę gdzieś zapomnianej. Szamotulaninom jednak ta zabawa przypadła do gustu, a łamanie pewnych konwencji stało się po prostu ciekawym rozwiązaniem – świeżym oddechem. I do tego najseksowniejszy instrument świata, saksofon... i reszta dźwięków z zespołu, o którym pewnie też będzie jeszcze głośno. O przekombinowaniu nie było mowy. Był po prostu stary – nowy jazz i ta radość, to piękno blue note, po których chyba już zawsze będzie pozostawało pragnienie nieustannego zasłuchiwania się w jazzie...
Jak wyprać kurtkę puchową?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?