MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

SŁUŻBA ZDROWIA - Ortopedzi też już strajkują

Danuta Pawlicka
Pacjentka Maria Wanago w czasie strajku lekarzy ćwiczy pod okiem rehabilitantki Katarzyny Maćkowiak-Parysek - FOT. JANUSZ ROMANISZYN
Pacjentka Maria Wanago w czasie strajku lekarzy ćwiczy pod okiem rehabilitantki Katarzyny Maćkowiak-Parysek - FOT. JANUSZ ROMANISZYN
Od wczoraj strajkują lekarze Szpitala Klinicznego im. Wiktora Degi. Wstrzymane zostały wszystkie zabiegi planowane, a lekarze ograniczyli pracę do dyżurów.

Od wczoraj strajkują lekarze Szpitala Klinicznego im. Wiktora Degi. Wstrzymane zostały wszystkie zabiegi planowane, a lekarze ograniczyli pracę do dyżurów. Pacjenci, którzy pozostali w lecznicy po operacjach, znajdują się obecnie pod opieką specjalistów. Poniedziałkowe rozmowy dyrekcji i związkowców nie przyniosły efektów.

Dzisiaj od rana obie strony usiądą ponownie do stołu. - Wiem, że jest strajk, ale ja spotkałam się rano ze swoim ortopedą, który mnie operował, więc nawet tego nie zauważyłam - mówi pani Katarzyna, pacjentka z Kliniki Ortopedii. Żadnych niedogodności nie odczuła także Maria Wanago, którą spotkaliśmy w trakcie pracy z rehabilitantką. - Strajk bezpośrednio mnie nie dotknął. Nie odczułam go na własnej skórze, mam kontakt ze swoim lekarzem, więc wszystko jest w porządku - dodaje.

Dla kierownika rehabilitacji prof. Małgorzaty Wierusz-Kozłowskiej, wczorajszy dzień zaczął się zgodnie z wcześniej przyjętym planem. Ordynatorzy nie strajkują. - Aby nie zwalniać nikogo do domu, zoperowaliśmy wszystkich w zeszłym tygodniu. Teraz pacjenci dochodzą do zdrowia pod naszą opieką - tłumaczy poznańska profesor. W poniedziałek nie strajkowały również panie w okienkach rejestracyjnych. Jedna z nich potwierdziła wizyty 36 osób, które były wcześniej umówione na kontrole. Z Puszczykowa na umówione badanie przyjechała Katarzyna Zielińska. Dopiero w szpitalu dowiedziała się o prowadzonym strajku. Z ulgą przyjęła jednak wiadomość, gdy usłyszała, że zostanie przyjęta. - Strajk jest bezterminowy, ale tak go organizujemy, aby nie ucierpieli chorzy pozostający w szpitalu. Rano przychodzą do pracy lekarze, którzy mają swoich pacjentów. Po ich wizycie pacjentów przejmują lekarze dyżurni - opowiada dr med. Bolesław Karpina, ortopeda z 38-letnią praktyką kliniczną, szef Oddziału Terenowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. To właśnie on podjął decyzję o rozpoczęciu strajku w tej placówce. Jak przyznaje związkowiec, protest uderzy przede wszystkim w tych, którzy zapisani byli na konkretne terminy i czekali już na zabiegi. Wszyscy zostali jednak o tym powiadomieni.

Poznańscy ortopedzi żądają, jak ich koledzy w całym kraju, większych pensji. Od maja zeszłego roku są w sporze zbiorowym z dyrekcją. Już dwukrotnie przekładali rozpoczęcie strajku. Teraz podjęli to ryzyko, bo nie mogą dłużej czekać. Chcą wywalczyć trzy średnie pensje dla specjalisty drugiego stopnia, odpowiednio mniej dla lekarzy z krótszym stażem. - Strajk traktujemy jako narzędzie dochodzenia do celu, jakim są większe płace - wyjaśnia dr Karpina, zastrzegając jednocześnie, iż zdaje sobie sprawę, że każdy dzień strajku jest stratą dla szpitala. Twierdzi, że nikt z protestujących nie chce "położyć szpitala na łopatki". Lekarze czują jednak, że wszyscy o nich zapomnieli. Dlatego sami się upominają o pieniądze za ich trudną pracę. - Od początku mówię lekarzom, gdzie są granice ustępstw z mojej strony, żeby się szpital "nie wywrócił". Pytałem o zgodę rektora na zadłużenie, ale takiej zgody nie otrzymałem - tłumaczy Witold Bieleński, dyrektor naczelny placówki.

To oznacza, że dyrekcja nie ma pieniędzy na podwyżki. Nie może więc sobie pozwolić na 25-procentowe przekroczenie budżetu. A tak może się stać, jeśli lekarskie postulaty zostaną spełnione. Za styczeń kliniczna lecznica nie wykonała kontraktu. W tym miesiącu może być podobnie. W marcu będą święta, wyliczają w administracji i sytuacja się powtórzy. Z takimi m.in. argumentami spotkali się strajkujący lekarze, którzy usłyszeli przy tej okazji także o możliwej restrukturyzacji, gdyby negocjacje się nie powiodły.

Wczorajsze rozmowy zakończyły się fiaskiem, bo dyrektor nie miał medykom nic nowego do zaoferowania, a związkowcy nie obniżyli swoich żądań. Jednak, jak mówią obie strony, rozpoczęły się rozmowy i dzisiaj będą kontynuowane, a to już jest postęp. - Nasze żądania są wygórowane, bo będziemy musieli z części zrezygnować, ale zaczynamy się przekonywać i rozmawiać o szczegółach. Do tej pory dyrektor nie chciał nas słuchać - mówi jeden z obradujących specjalistów. - Największy żal mam do Ministerstwa Zdrowia za sposób, w jaki przerzuciło finansową odpowiedzialność na dyrektorów. Nie mogę wykonać żadnego ruchu, bo jeżeli pójdę na rękę lekarzom, możemy się wszyscy razem wywrócić i to będzie bardzo bolesny upadek - zapowiada dyrektor.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto