Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oceniamy Lecha - Dziś pod lupą napastnicy

Maciej Lehmann
Artjoms Rudnevs tak jak Robert Lewandowski będzie walczył o koronę króla strzelców
Artjoms Rudnevs tak jak Robert Lewandowski będzie walczył o koronę króla strzelców Marek Zakrzewski
Lech rozpoczynał sezon z czterema napastnikami, kończył z jednym, ale tak dobrym i skutecznym, że zazdrości go naszej drużynie cała Polska.

Kibice Kolejorza mieli obawy, czy poznański klub znajdzie godnego następcę Roberta Lewandowskiego. - Takich młodych, zdolnych napastników nie ma wielu w naszej części Europy. Gdyby byli, Borussia Dortmund na pewno nie wydałaby 4,5 mln euro, by go ściągnąć do siebie - powtarzał często dyrektor sportowy Marek Pogorzelczyk.

Tymczasem sprowadzony tuż przed pierwszą kolejką Artjoms Rudnevs szybko z anonimowego gracza stał się snajperem znanym w całej Europie. Stało się to nie tylko dzięki hat-trickowi strzelonemu w Turynie Juventusowi. Już podczas debiutu w naszej ekstraklasie wpisał się na listę strzelców. Okazało się, że wystarczył mu niespełna kwadrans, by zdobyć swoją pierwszą bramkę w barwach Kolejorza. Wkrótce dołożył kolejne dwa trafienia w starciu lechitów z Cracovią. Start w Poznaniu miał więc znakomity. Później strzelba Lecha nieco się zacięła i Rudnevs przez ponad miesiąc nie potrafił wpisać się na listę strzelców. Przełamanie Łotysza nastąpiło jednak w pucharowym boju z Cracovią, a oprócz tego "Rudi" strzelał gole w trzech ostatnich meczach ligowych na Bułgarskiej. Najważniejszą bramkę sezonu strzelił znów Juventusowi.

- Przychodząc do Lecha nie przypuszczałem, że już na początku będę mógł uczestniczyć w tak niezapomnianych meczach - wyznał Łotysz.

Wszyscy podkreślają, że jest bardzo wszechstronnym napastnikiem. Nie tylko świetnie gra głową, ale potrafi też kapitalnie strzelić z dystansu i to zarówno z prawej, jak i lewej nogi.

- Jest nie tylko skoczny, ale też szybki i ma niezły drybling. Piłka szuka go w polu karnym - mówi o nim Andrzej Juskowiak. Były trener Kolejorza Jacek Zieliński stwierdził nawet, że Rudnevs przyszedł do Lecha jako napastnik bardziej ukształtowany niż Lewandowski. Jeśli przez dwa lata zrobi taki sam postęp jak "Lewy", to mistrzowie Polski zrobią na nim kolejny złoty interes.

W każdym klubie oprócz udanych transferów są też kompletne niewypały. Do nich należy zakontraktowanie Artura Wichniarka. O ile 650 tysięcy euro wydane na Artjomsa zwróciło się już z nawiązką, o tyle milion złotych, które Lecha w sumie kosztował "król Artur" należy uznać za wyrzucony w błoto.

Wichniarek zagrał w zaledwie siedmiu meczach, w sumie na boisku przebywał przez 227 minut. A to oznacza, że każda minuta jego pobytu na boisku kosztowała Lecha ponad 4400 zł. Co z tego miał poznański klub? W ekstraklasie nic. Jedyną bramkę zdobył w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów w Baku. Na krajowym podwórku był tylko cieniem zawodnika, jakiego pamiętamy z występów w Arminii Bielefeld.

Tak nieudany powrót po 10 latach gry w Niemczech to jednak spory zawód. Wydawało się, że stać go na strzelenie przynajmniej tylu bramek ile zdobył trzy lata starszy Frankowski. Wichniarek jednak wyraźnie nie czuł się dobrze w systemie gry mistrzów Polski. Nie potrafił się przystosować do roli jedynego wysuniętego napastnika i nawet gdy odrobił już zaległości treningowe był zupełnie nieprzydatny drużynie.

Wielkiego pożytku nie było też z Joela Tshibamby. Gdy Lech wygrał wyścig o napastnika Arki z Legią Warszawa wydawało się, że na Bułgarską trafiła czarna perła. Tymczasem szybko okazało się, że Kongijczyk na treningach nie daje z siebie wszystkiego, a w meczach o punkty jest rozkojarzony i nieodpowiedzialny.

- Myślę, że przed Joelem jest przede wszystkim dużo pracy, bo przyszedł on w tym momencie, w którym drużyna była już po okresie przygotowawczym. Tshibamba przeszedł z zupełnie innego systemu taktycznego i ciężko jest teraz znaleźć mu swoje miejsce - powiedział po meczu z Lechią Gdańsk drugi trener Ryszard Kuźma. Tshibamba został w tym meczu wygwizdany przez kibiców, po tym jak zmarnował kolejną dobrą sytuację. Najwięcej o Tshibambie pisało się 23 listopada, kiedy okazało się, że miał wypadek samochodowy w Niemczech. Korzystając z dwóch dni wolnego, udał się do Holandii. Wracając stracił panowanie nad swoim samochodem. Wrócił ze złamanym nosem. Czy to będzie dla niego nauczka, że zamiast podróżować musi serio podejść do swoich obowiazków?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto