Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MALARSTWO - Trzeci wymiar płótna

Ewa Obrębowska-Piasecka
Wystawa Lecha Twardowskiego będzie otwarta w Muzeum Narodowym w Poznaniu do 17 czerwca - fot. Janusz Romaniszyn
Wystawa Lecha Twardowskiego będzie otwarta w Muzeum Narodowym w Poznaniu do 17 czerwca - fot. Janusz Romaniszyn
Zwykliśmy uważać, że obraz to płaszczyzna. W twórczości Lecha Twardowskiego – także przestrzeń. A nawet więcej. Wrocławski artysta zajmował się różnymi artystycznymi formami: obiektem, instalacją, ...

Zwykliśmy uważać, że obraz to płaszczyzna. W twórczości Lecha Twardowskiego – także przestrzeń. A nawet więcej.

Wrocławski artysta zajmował się różnymi artystycznymi formami: obiektem, instalacją, performancem… Ale – jak zgodnie twierdzą krytycy i on sam – malarstwo pozostaje tą dziedziną, która jest mu najbliższa. Wędrówki po trójwymiarowych przestrzeniach sztuki wyraźnie odciskają jednak swój ślad na jego obrazach. Twardowski nadaje im czasem cechy reliefu: grubo, niemal rzeźbiarsko kładzie farbę, buduje wklęsłe i wypukłe konstrukcje z blejtramów, pełniących też rolę podestów leżących na podłodze. Używa sproszkowanego, ziarnistego pigmentu, którego drobiny – nawet rozsypane na płaskiej powierzchni – wyraźnie zachowują swój trzeci, przestrzenny wymiar. Pozwala nam chodzić po swoich płótnach, czuć pod stopami ich fakturę. Zaprasza do zaglądania pomiędzy szczeliny malarskich linii: zarówno tych, które znaczy ślad pędzla, jak i tych, które powstały z kolejnych warstw misternie ułożonej papierowej taśmy dotkniętej farbą. Wreszcie otacza nas obrazami, jakby zabierał nas do ich wnętrza.
W dyskusji z wieszczami schyłku malarstwa Twardowski zdaje się mówić: nic o nim nie wiecie, trzeba do was mówić „większymi literami”. I wkłada całą swoją energię, cały gorący malarski temperament, rozmach, impet, żeby pokazać, czym jest obraz. Rozkłada go na czynniki pierwsze, rozbiera. Jego prace atakują rozmiarem, rytmem, odwagą malarskiego gestu. Wymagają od patrzącego dystansu. A równocześnie – kiedy się już z nimi oswoi – pełnią w jakimś sensie rolę skupiającej uwagę soczewki, czy wręcz mikroskopu, który pozwala z bardzo bliska przypatrywać się strukturze obrazu. Z jednej strony możemy ją analizować zgłębiać, kontemplować, a z drugiej – i to wydaje się ważniejsze – poddać się jej, ulec, podporządkować, dać się jej wchłonąć. Wpisać się w przestrzeń plam, linii, maźnięć, chlapnięć, draśnięć, dotknięć. Poczuć na własnej skórze, ile jest tam miejsca, jaka głębia. A jeśli komuś byłoby mało, może jeszcze dostać jak na dłoni czysty, soczysty kolor – rozsypaną przez malarza kwintesencję czerwieni. A gdyby ktoś nie wierzył w ten malarski świat, niech jeszcze stanie oko w oko z połyskliwą czernią, zataczającą tu swoje kręgi, krzyżującą się, wycinającą linie i prostokąty. Czyżby sygnalizowała to, co jest (albo raczej czego nie ma) poza rzeczywistością namalowaną, w jej szczelinach? Czyżby zabierała nas znacznie dalej niż w trzeci, a nawet czwarty wymiar?
Wystawę otwiera galeria dynamicznych szkiców wykonanych tuszem, a wieńczy film będący rejestracją malarskiej akcji, pokazującej Twardowskiego proces tworzenia. Prolog i epilog są ekspresyjne, spontaniczne, żywiołowe. W ich kontekście obrazy zaskakują precyzją, konsekwencją, bardzo przemyślaną kompozycją, rytmem. Dobitnie dowodzą, że malowanie to poważna sprawa. Że obraz, jaki jest nie każdy widzi. A warto patrzeć.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto