Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kupiec prezydentów

Józef DJACZENKO, Leszek WALIGÓRA
To był plac w centrum miasta, gdzie można było kupić pieczonego kurczaka, ciuszki z Tajlandii, rajstopy i pirackie płyty. Dziś wciąż można tu kupić pieczonego kurczaka, ale placu już nie ma.

To był plac w centrum miasta, gdzie można było kupić pieczonego kurczaka, ciuszki z Tajlandii, rajstopy i pirackie płyty. Dziś wciąż można tu kupić pieczonego kurczaka, ale placu już nie ma. Są za to oskarżenia, za które przed sąd trafi dwóch prezydentów stolicy Wielkopolski.

Od początku działaliśmy przy otwartej kurtynie. Wszystko było jawne, mieliśmy poparcie Rady Miasta. Rodzi się pytanie - komu po latach zależy, by robić z tego aferę kryminalną? - mówi Stanisław Szyszka, prezes spółki Kupiec Poznański
- Zawsze byłem przekonany, że powstanie Kupca Poznańskiego jest nielegalne - dlatego nie przystąpiłem do tej spółki - mówi Dariusz Bąkowski, właściciel niewielkiej - i pustej do dziś działki w narożniku poznańskiego centrum handlowego.
To jak to z tym Kupcem było?

Rośnie coś

Kto pamięta, jak wyglądał w połowie lat 90. poznański plac Wiosny Ludów? Tak, jak narożnik obecnego Kupca Poznańskiego. Stały tu stragany, pawilony i inne budy. Samorząd od lat próbował zagospodarować ten teren. Poszukiwania inwestorów, choć w kilku przypadkach wydawały się bliskie, zakończyły się fiaskiem.
W końcu na pomysł wpadli kupcy z Wielkopolskiego Zrzeszenia Handlu i Usług. Zamiast utyskiwać na zagraniczną konkurencję w handlu, żądać ustawowego ograniczenia napływu zagranicznego kapitału, domagać się administracyjnego zakazu budowania centrów handlowych na terenie miast, zjednoczyli się.
Powstała spółka Kupiec Poznański, do której weszły osoby handlujące na placu Wiosny Ludów. Miasto wniosło do niej w aporcie grunt. Ruszyła budowa obiektu, który miał nosić swoją nazwę, ale i tak powszechnie określany jest jako Kupiec Poznański. Zamiast kawałka Azji, kojarzącego się z terenem przed warszawskim Pałacem Kultury, powstał nowoczesny dom handlowy z biurami na wyższych kondygnacjach i parkingiem podziemnym.

Złe złego początki

Od samego początku trwał konflikt z Dariuszem Bąkowskim, właścicielem skrawka terenu od strony ul. Wrocławskiej. Ani myślał przystąpić do spółki. Po Poznaniu krążyły legendy o stawce, jakiej miał zażądać za ten kawałek ziemi. - Nie chciałem się zgodzić na sprzedaż tego gruntu, bo mam świadomość, że mogę na tym zarobić więcej czerpiąc zyski z inwestycji. Zresztą - jeśli ktoś ma kilkaset metrów kwadratowych ziemi w centrum miasta, ma prawo na tym zarobić. Wniesienie ziemi do spółki, w której udziały mogą zawsze zostać w dziwnych okolicznościach podniesione i zmienione - też nie gwarantowało mi zysków - tłumaczy dziś Bąkowski.
W efekcie Kupiec powstał, ale... nie do końca. Zamiast jednego narożnika ma ślepe ściany, a pod nimi stragany z bielizną, smażalnię kurczaków. Właściciel gruntu chciał w tym miejscu postawić własny budynek. I tu nawet wersje stron różnią się. Miejskie służby urbanistyczne twierdzą. że próbują zlikwidować szpetotę, ale ponoszą porażkę za porażką. Sprawy administracyjne latami ciągną się w Urzędzie Wojewódzkim, w NSA.
Właściciel straganów nie tylko opiera się nakazom likwidacji handlu tymczasowego. Atakuje: Od 1997 roku staram się o uzyskanie pozwolenia na budowę w tym miejscu własnej kamienicy. I co rusz moje plany są blokowane. Dokumenty giną w urzędach, przepadają moje wnioski. Poznański wymiar sprawiedliwości ignorował moje doniesienia i krył zaniechania poznańskiej prokuratury tak zwanymi: prawomocnymi postanowieniami kończącymi sprawy zgłoszonych doniesień. Wobec takiego krycia poznańska prokuratura dowolnie umarzała doniesienia. Tymczasem śledztwo powinno dotyczyć również działań na moją szkodę, mając na uwadze kilkadziesiąt bezprawnych decyzji.. Ta sprawa trafiła nawet do Komisji Rewizyjnej Rady Miasta, która przyznała mi rację, ale pan Grobelny nic z nią nie zrobił. W Poznaniu nikt nie chciał zająć się sprawą - dopiero gorzowska prokuratura wzięła ją pod lupę.
- Prezydent miasta zawsze ma wrogów politycznych i gospodarczych. Wykorzystują oni każdą okazję — twierdzi prezydent Grobelny. Jest oskarżony przez prokuraturę, podobnie jak były prezydent, Wojciech Szczęsny Kaczmarek, o narażenie miasta na stratę 1,2 mln zł - o taką kwotę miał zaniżyć wartość aportu wniesionego do spółki Kupiec Poznański. Wyceniony został na 4.020.000 zł. Realna wartość udziałów miasta w spółce wynosi natomiast 4.700.000 zł. - Gdzie tu strata miasta? - pyta prezydent.

Wojna polityczna?

Wojna wokół Kupca trwa od dawna. Najpierw miasto próbowało zakazać handlu w tym miejscu, na co właściciel gruntu dowodził, że to jego jedyny dochód. Później trwała wojna o reklamę świetlną - snop światła przecinał powietrze nad feralną działką, więc jej właściciel twierdził, że to narusza jego własność.
Prokurator ujawnił prezydentowi, że doniesienie na niego złożył właśnie Dariusz Bąkowski. - Próbował zaszkodzić mi wielokrotnie. Nie udałoby mu się, gdybym nie miał też innych wrogów — mówi rozżalony prezydent. Jakich? Prezydent wspomina ostatnią kampanię wyborczą. Platforma Obywatelska zarzuciła kandydatowi na prezydenta, Lechowi Kaczyńskiemu, że ten w Warszawie oszczędza na osobach umierających w hospicjach. Wówczas członek sztabu kandydata, Zbigniew Ziobro, ogłosił, że Poznań wydaje jeszcze mniej. Korzystał ze złych danych, co natychmiast wytknął mu prezydent Grobelny. Teraz Ziobro jest ministrem sprawiedliwości. - Mam nadzieję, że w mojej sprawie nie będzie żadnych nacisków na niezawisły sąd - mówi prezydent.
- Nie mam żadnych politycznych pleców. Nigdy nie należałem do żadnej partii. Zresztą - mój wniosek trafił do prokuratury krajowej, gdy ministrem był Kaczyński, a był rozpatrywany - gdy rządził już SLD - mówi Bąkowski.

Gra wyborcza?

Grobelny nie ukrywa, że trudniej mu teraz będzie o reelekcję. - Najbardziej mnie boli, że prokurator zarzuca mi świadome narażenie miasta na stratę. To absurd. Przedsięwzięcie okazało się wielkim sukcesem. Inne miasta chcą brać z nas przykład. Miasto nie miało zarobić. Miało umożliwić inwestycję nie tracąc na tym. Okazało się, że nie tylko nie straciło, ale nawet zarobiło - podkreśla Ryszard Grobelny.
Twierdzi, że bezpodstawność zarzutów prokuratury bez kłopotów wykaże przed sądem i ma nadzieję, że rozprawa odbędzie się szybko - chce się oczyścić jeszcze przed wyborami. Zapewnia też, że sprawa ta nie zmusi go do zaniechania jakichkolwiek działań. Będzie podejmować kontrowersyjne decyzje, jeżeli uzna, że miasto odniesie korzyść.
Kupcy dystansują się od sprawy. Im nikt nie zarzucił narażenia miasta na szkodę, ale próby kontaktu ze Zrzeszeniem Handlu sprawiają wrażenia, jakby wszyscy chcieli tych rozmów uniknąć. Nam udało się porozmawiać ze Stanisławem Szyszką, prezesem Kupca. - Nie mam wątpliwości, że jest to element gry politycznej. Pan Bąkowski jest tylko narzędziem grupy ludzi mających jakieś nieznane mi cele - twierdzi prezes.
A sam Dariusz Bąkowski kwituje: - Jeśli osoby, które wniosły grunty do Kupca Poznańskiego decydują również o moim pozwoleniu na budowę - jak tu nie mówić o zagrożeniu moich interesów. Przecież one są zainteresowane tym, żebym nic nie zbudował!

* * *

- Ja i mój pełnomocnik robimy wszystko, żeby wpędzić obecny układ w stres, aby załatwić moje sprawy zgodnie z moim interesem. Prawnym i ekonomicznym - mówi Dariusz Bąkowski.

Historia transakcji

Decyzji o wejściu miasta do spółki z aportem gruntowym nie podjął ani były, ani obecny prezydent miasta, lecz Rada Miasta. Stało się to w 1997. Miejskie służby wyceniły grunt na 1.165,77 zł za metr kwadratowy. Spółka zaproponowała wartość 988 zł za metr kwadratowy. Przyjęto wartość średnią - 1.072 zł, co było stawką wyższą od najwyższej gruntowej transakcji w ówczesnym czasie (maksymalna stawka wyniosła 1.030 zł). Wartość aportu wyniosła 4 mln 20 tys. zł. Badająca sprawę NIK nie doszukała się nieprawidłowości.
Miasto sprzedało 21 tys. udziałów na kwotę 3.417.189,52 zł. Zostawiło sobie 7.043 akcji o wartości co najmniej 1.337.465 zł. Zarobiło więc więcej niż wniosło do spółki w formie aportu.

Na Gorzów można liczyć

Postępowanie w sprawie udziału prezydentów Poznania podczas transakcji z Kupcem Poznańskim prowadzi prokuratura w Gorzowie. Zajmuje się ona nie tylko tym. W 1997 r. prokuratura w Toruniu wydała nakaz doprowadzenia ojca Tadeusza Rydzyka. Teraz rząd chce zbadać, czy tamtejszy nakaz został wydany zgodnie z prawem. Sprawę prowadzi prokuratura w Gorzowie.

Miasto zarabia na podatkach
Tylko Dariusz Bąkowski nie jest zadowolony z powstania Kupca Poznańskiego. W 2001 roku Kupiec płacił miastu podatek od nieruchomości w wysokości 3,2 tys. zł. Stawka ta w roku 2005 wzrosła do 515,3 tys. zł. Mieszkańcy zyskali atrakcyjne miejsce zakupów. Uporządkowany został ważny fragment poznańskiego śródmieścia. Miejscowi kupcy zyskali możliwość skutecznego rywalizowania z kapitałem zagranicznym w handlu. Przybyło 350 miejsc pracy. Zatrudnione tam osoby i działające firmy płacą podatek dochodowy, którego część trafia do kasy miasta.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto