Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Król kibiców

Marek WEISS
Widział na żywo ponad tysiąc meczów piłkarskich. Począwszy od klasy okręgowej po finały mistrzostw świata. Wyznaje zasadę, że nie sztuką jest samo obejrzenie spotkania, ale także stworzenie jego otoczki.

Widział na żywo ponad tysiąc meczów piłkarskich. Począwszy od klasy okręgowej po finały mistrzostw świata. Wyznaje zasadę, że nie sztuką jest samo obejrzenie spotkania, ale także stworzenie jego otoczki. Tę maksymę Andrzej ,,Bobo” Bobowski, rocznik 1940, wciela w życie od kilkudziesięciu lat. Nic dziwnego, że szczyci się tytułem Króla Polskich Kibiców.

Wspomnień z dzieciństwa nie ma najweselszych. Ojciec został ranny w powstaniu warszawskim, gdy Niemcy pozwolili Polakom zdobyć nafaszerowany materiałami wybuchowymi czołg. Mały Andrzej trafił do cioci. Potem jego droga wiodła kolejno przez Pruszków, Milanówek, Nowy Targ do Sławna, gdzie dopiero w 1947 roku odnalazł ojca. Cieszył się nim krótko. Zaledwie dwa dni później głowę rodziny zamknięto za... powstanie. W tamtych czasach trudno było komuś, kto był synem AK-owca. A do tego tak lekkomyślnym jak on. Nieopatrznie zaśmiał się z ubranych na czarno koleżanek po śmierci Stalina. Natychmiast został wyrzucony ze szkoły. Ostatecznie edukację na szczeblu podstawówki ukończył w Rawie Mazowieckiej. Już wtedy uprawiał wiele dyscyplin, w tym nawet biegi narciarskie i boks. Jego prawdziwa przygoda ze sportem, będąca odskocznią od szarej rzeczywistości życiowej, zaczęła się, gdy w 1955 roku dostał się do korpusu kadetów w Warszawie.

Pamięta bramki Pola

Andrzej Bobowski nie ukrywa, że jako rodowity warszawiak, od 49 lat kibicuje swojemu ukochanemu klubowi, jakim jest Legia. Ale nie tylko. Jest przede wszystkim kibicem biało-czerwonych. Pierwszy mecz reprezentacji, który oglądał z trybun to zwycięstwo 5:3 z Norwegią w 1956 roku. Do dziś pamięta, jak Ernest Pol strzelał cztery gole. Od tamtego dnia był na 180 spotkaniach reprezentacji. Na pierwszy mecz wyjazdowy pojechał z ekipą Górskiego do Amsterdamu jesienią 1975 roku. Niestety, polegliśmy z Holandią 0:3.
Największą ,,wartość w jego statystykach mają Mistrzostwa Świata i Europy. Tutaj mecze liczy więcej niż skrupulatnie. Od argentyńskiego Mundialu w 1978 roku jeździ na każde Mistrzostwa Świata, niezależnie od tego, czy startują w nich Polacy, czy nie. Był też na czterech turniejach ME, w latach 1980, 1988, 1996 i 2000. Łącznie zaliczył 98 meczów w finałach MŚ i 42 w finałach ME. Miliony kibiców mogą mu jedynie pozazdrościć.

Szczęśliwiec z paszportem

- Byłem m.in. na finale ME’80 Niemcy - Belgia i pamiętam, jak Hrubesch rozstrzygnął losy rywalizacji. Po latach spotkałem się z nim na meczu Polska - Białoruś, przegranym przez nas 1:4. Mecz w Mińsku był początkiem naszej klęski. Piłkarze za bardzo zajmowali się reklamami i przymierzaniem ubrań, a za mało grą. Mimo to uważam, że w Korei grali nieźle. W meczu z Portugalią mieli więcej z gry, ale co z tego, jeśli rywale strzelali gola za każdym razem, gdy dotknęli piłki. W Korei widziałem wszystkie mecze Polaków, w tym także wygrany ,,polityczny mecz z USA - śmieje się Król Kibiców.

Dużą przygodą był dla niego wyjazd w stanie wojennym na Mundial do Hiszpanii. Na 50 wniosków z PZPN o wydanie paszportu, tylko 3 osoby uzyskały odpowiedź pozytywną. W gronie szczęśliwców znalazł się i on. Planowana wycieczka rozpadła się jednak jeszcze przed wyjazdem. W końcu w ostatniej chwili załapał się z przygodnym biurem turystycznym, ale podróż z Polski do Hiszpanii trwała... równy tydzień.

Ciągnie go w świat

Dla Króla Bobowskiego ważna jest nie tylko obecność na mistrzowskich imprezach, ale także zobaczenie jak największej liczby meczów. Niebywały sukces pod tym względem odniósł na ME 2000 w Belgii i Holandii. Na 17 dni meczowych był na 18 spotkaniach! Ten wynik był możliwy, gdyż jednego dnia zaliczył dwa mecze w dwóch różnych miastach. Bardzo dobry wynik zanotował też na azjatyckim Mundialu. Tam na 25 dni meczowych widział 24 pojedynki. Ten jeden brakujący w jego ,,kolekcji, to mecz o trzecie miejsce. Nie pojechał na niego, bo musiałby zrezygnować z wielkiego finału Niemcy - Brazylia.

Mimo upływu lat ciągle go ciągnie w świat. Woli znosić trudy dalekich podróży, nawet na inne kontynenty, zamiast wygodnie usiąść przed telewizorem i ten sam mecz oglądać na ekranie. - Łatwiej mi jeździć, gdy grają Polacy. Wtedy organizuję doping na stadionie i jest wspaniale. Wiele osób dziwi się, gdy jadę tam, gdzie naszych nie ma. Ale ja przecież jadę oglądać Brazylijczyków, Argentyńczyków, Niemców i innych. Gdy w mistrzostwach nie ma Polski, kibicuję Brazylii i Francji. Pod te zespoły ustawiam sobie kalendarz i rezerwuję bilety.

Łagodzi nastroje

Po ukończeniu kursu sędziowskiego przez 10 lat prowadził 505 spotkań różnych szczebli okręgu warszawskiego. Od 1975 roku jest działaczem Komisji Wychowania i Dyscypliny PZPN. Natomiast od 2003 roku z ramienia związku pełni rolę koordynatora nad polskimi kibicami na meczach wyjazdowych reprezentacji. To trudne zadanie.

- Muszę łagodzić nastroje kibiców w sposób kulturalny, bo tylko w ten sposób można zapanować nad tłumem. Akceptuje mnie wielu ludzi i to mi pomaga. Gdy w czerwcu 2003 roku wróciłem z meczu Szwecja - Polska żona spytała mnie dlaczego na końcu wołaliśmy ,,Dziękujemy!, skoro nasi przegrali. A jej odpowiedziałem - co mieliśmy wołać, ,,Wypier...!?

Przyjaciele z Bułgarskiej

Samych meczów Legii widział na żywo około 800. Ponad 100 razy był na spotkaniach pucharowych polskich drużyn, także Lecha Poznań. Król ,,Bobo” stanowczo jest przeciwny mówieniu o konflikcie pomiędzy kibicami Lecha i Legii. - Te niesnaski istnieją, ale tylko pomiędzy pseudokibicami, których nie waham się nawet nazywać bandytami - mówi. - Mam wielu kolegów i przyjaciół wśród kibiców, działaczy i sponsorów ,,Kolejorza. Byłem na Bułgarskiej na meczach Polski z Kamerunem i Kazachstanem.

Bobowski zapewnia, że za każdym razem przyjeżdża bez obaw do Poznania, choć... nie paraduje wtedy w koszulce Legii, ani, tym bardziej, nie śpiewa piosenek z Łazienkowskiej.

Żona woli Małysza

A jak pasje Króla Kibiców znosi jego żona? - Mniej się interesuje piłką ode mnie - przyznaje Andrzej Bobowski. - Jednak po 25 latach małżeństwa bardziej ją akceptuje, niż kiedyś. Uważa, że lepiej, gdy jeżdżę na mecze, niż miałbym się upijać.

W jednym ,,Bobo” ustępuje małżonce. Jako że uznaje ona wyższość skoków narciarskich nad futbolem, w domu Małysz ma pierwszeństwo. Podczas każdej transmisji z zawodów Pucharu Świata Król wychodzi oglądać telewizję do drugiego pokoju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto