Odpoczywał po służbie w swoim domu w Lubstowie, kiedy zadzwonił kolega, krzycząc do słuchawki, że w Jeziorze Lubstowskim toną dwie osoby.
Frontczak jest płetwonurkiem. Już po chwili ładował do bagażnika auta mały kajak. Na miejsce jechały jednostki OSP z Lubstowa i Sompolna.
– Usiadłem na kajaku okrakiem i wolno posuwałem się do przodu. Strażacy rzucili mi linę. Doczołgałem się do tych ludzi. Młodszy ledwo trzymał się lodu. Obwiązałem go liną i krzyknąłem do kolegów z OSP, żeby ciągnęli – relacjonuje zdarzenia Mirosław Frontczak.
Potem chwycił za ubranie drugiego wędkarza i obu dociągnął do brzegu. Ratunek przyszedł w samą porę. Jeden z pechowców był już w stanie głębokiej hipotermii. 50-letni wędkarz i jego 68-letni szwagier doszli do siebie w szpitalu.
Ich wybawca uważa, że nie zrobił nic nadzwyczajnego. Chęć niesienia pomocy ma we krwi.
– Pracując w straży na stanowisku kierowania mam wyrobioną umiejętność szybkiego podejmowania decyzji – mówi strażak-bohater. – Ale w takich sytuacjach może zdarzyć się wszystko. Bałem się niesamowicie, bo wiedziałem, co stało się ze strażakiem w Przemyślu, którego uderzyła w brzuch kra.
Seria pożarów Premier reaguje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?