Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ŻUŻEL - Hampel: Teraz zostanę mistrzem świata

Redakcja
Tomasz Stręk
Z Jarosławem Hampelem, żużlowcem Unii Leszno - indywidualnym wicemistrzem świata, drużynowym mistrzem świata i drużynowym mistrzem Polski, rozmawia Jacek Portala

Srebrny medal w indywidualnych mistrzostwach świata i trzy złote krążki - w finale Drużynowego Pucharu Świata, drużynowych mistrzostw Polski i Szwecji. Reasumując - sezon w Pańskim wykonaniu był niczym piękną bajka. Może jednak, do pełni szczęścia, czegoś zabrakło?

Liczyłem na medal w finale indywidualnych mistrzostw Polski w Zielonej Górze. Ale za rok będzie okazja do wielkiego rewanżu na leszczyńskim "Smoku".

Na twardej, wręcz skalistej nawierzchni w Bydgoszczy, trudno było Panu znaleźć najszybsze ścieżki? A może przeszkadzało ogromne napięcie psychiczne i stres?

Nie potrafiłem błyskawicznie wyjść spod taśmy. W żadnym z wyścigów. Więc to rywale rozdawali karty na pierwszym wirażu. Później, choć gazu nie oszczędzałem nawet przez ułamek sekundy, na poprawę wyniku, niestety, nie miałem wielu szans. Stres mnie absolutnie nie przygniatał. Naprawdę. Byłem tylko mocno wyczerpany fizycznie. Przez infekcję górnych dróg oddechowych i osłabiony lekarstwami organizm. Niemoc dopadła mnie na kilka dni przed najważniejszym turniejem w życiu. Ale wszystko skończyło się dla mnie szczęśliwie.

Ale przecież na własnych plecach długo czuł Pan oddech Jasona Crumpa. Wszak przewaga dwóch punktów nad Australijczykiem, na finiszu tegorocznego cyklu Grand Prix, nie gwarantowała żadnego psychicznego komfortu. Pan walczył o pierwszy w karierze medal indywidualnych mistrzostw świata, a Crump ma już imponującą kolekcję trofeów. W grodzie nad Brdą ścigało się aż pięciu Polaków. Liczył Pan na pomoc rodaków?

Wierzyłem w siebie. Nikogo o nic nigdy nie prosiłem. Zresztą każdy z rodaków miał coś do udowodnienia. Janusz Kołodziej walczył przecież o awans do przyszłorocznych finałów mistrzostw świata, a Piotrek Protasiewicz chciał się godnie pożegnać z Grand Prix. Rune Holta nie odpuszcza nigdy. I nikomu. Tylko Tomek Gollob, niezapomnianego dla polskiego speedwaya wieczoru, był totalnie wyluzowany, choć mistrzowi świata dokuczała kontuzja. To był jego rok. Kapitan biało-czerwonych demonstrował speedway z innej planety.

A co będzie za rok?

Po wywalczeniu tytułu wicemistrza świata zamierzam pójść za ciosem i sięgnąć po mistrzowską koronę! Motywacji i desperacji, w drodze na szczyt, z pewnością mi nie zabraknie. Zapewniam wszystkich moich kibiców, że na laurach nie spocznę. Bąbelki wody sodowej nie uderzą mi do głowy (śmiech). W sporcie jak jesteś drugi, to znaczy, że... przegrałeś. Do historii, tak naprawdę, przechodzą tylko mistrzowie świata.

Będzie jeszcze trudniej, gdyż Tomasz Gollob już zapowiada, że obrona złotego medalu jest najważniejsza. Ba, wspomniał coś nawet o pościgu za rekordem wszech czasów Ivana Maugera i Tony'ego Rickardssona. Jason Crump wkrótce w szwajcarskiej klinice podda się kolejnej operacji, aby być w optymalnej formie fizycznej już podczas przygotowań. Powróci do gry głodny sukcesu Emil Sajfutdinow. A Chris Harris miał atomowy finisz. Wystarczy?

To będzie dla mnie jeszcze wielkie wyzwanie, ale i fantastyczne ściganie. Oby tylko, jak w tegorocznym sezonie, omijały mnie kontuzje. Do grona faworytów w wyścigu o przyszłoroczny złoty medal trzeba zaliczyć także Rune Holtę, Janusza Kołodzieja i Nickiego Pedersena, pod warunkiem że dwaj ostatni otrzymają stałą dziką kartę.

Trener Roman Jankowski podkreślał, że zimą na siłowni i na nartach zasuwał Pan za dwóch. Już przed premierą mistrzostw świata w Lesznie "Jankes" powiedział, że w Bydgoszczy na Pańskiej szyi zawiśnie medal. Jego słowa okazały się prorocze.

Wróciłem do cyklu Grand Prix, po dwuletniej przerwie, z mocnym postanowieniem, że nie interesuje mnie walka o ósme miejsce, ostatnie premiowane awansem do kolejnych finałowych turniejów. Czwarte, piąte miejsce w klasyfikacji generalnej uznałbym za dobry wynik. A jest tytuł wicemistrza świata.

Od zdobycia korony mistrza świata juniorów, siedem lat temu w szwedzkiej Kumli, w mediach Pańską karierę porównywano z osiągnięciami Golloba. Później nie brakowało głosów, że na jego następcę namaszczono Pana przedwcześnie. Brakowało Panu mocnych łokci, aby się skutecznie rozpychać na pierwszym wirażu i agresji na dystansie.

Nie łechtały mnie ani też irytowały porównania. Tomek jest wybitnym sportowcem. Tak jak Adam Małysz. Ale ja piszę własną sportową biografię. Po zdobyciu tytułu mistrza świata juniorów, przez cztery lata, regularnie walczyłem na torach cyklu Grand Prix. Wyników nie musiałem się wstydzić, choć trochę denerwowało mnie, że gdy startowałem w finałowych wyścigach, ani razu nie stanąłem na najwyższym stopniu podium. A z wielkiej gry wypadłem jesienią 2007 roku tylko dlatego, że aż trzy razy oddałem rywalom punkty walkowerem wskutek kontuzji. Uczyniłem wszystko, aby szybko powrócić do elity. Teraz mam inną filozofię. Wiele zmieniłem też w swoim teamie. Także w sferze logistycznej. Okazało się, że był to krok w dobrym kierunku. A ze swoich łokci, gdy trzeba, także mogę zrobić użytek. Nikomu nie pozwolę sobie dmuchać w kaszę. Ale pamiętam o fair play. Zawsze. Jest doskonała okazja, aby podziękować wszystkim moim sponsorom za pomoc i wsparcie. Bez nich sukcesy nie byłyby możliwe.

Pierwsza odsłona indywidualnych mistrzostw świata, od premiery w Lesznie aż do batalii w Cardiff, była wręcz wymarzona. Triumfował Pan, po raz pierwszy w Grand Prix, na Parken w Kopenhadze. Na drugim miejscu zameldował się Pan na leszczyńskim "Smoku", a w Pradze, Toruniu i Cardfii na najniższym stopniu podium. Dlaczego do siódmej rundy rozegranej w Malilli, nie zakwalifikował się Pan ani razu do ostatniego wyścigu wieczoru?

Wszystko muszę jeszcze raz dokładnie przeanalizować ze swoim teamem i tunerami. Nie chcę, aby za rok powtórzyły się problemy. Gdzieś utraciłem automatyzm, błyskawiczne star-ty. Nie mogę teraz zrzucić całkowicie winy na niewłaściwą pracę moich włoskich silników. Pewnie popełniłem błędy taktyczne. Z kolei w Grand Prix w Terenzano pomylił się arbiter Wojciech Grodzki i zatrzasnął przede mną drzwi do finału. Ale w sercu urazy nie noszę.

Po tegoroczną mistrzowską koronę biało-niebiescy sięgnęli w wielkim stylu, budzącym powszechny podziw i szacunek, a u rywali respekt. Zwyczajnie - było byczo!

Może z trybun wyglądało to niezwykle efektownie. Na torze o każdy punkt toczyliśmy twardy bój. I nie było sielanki. Klucz do triumfu Unii Leszno? Organiczna systematyczna praca, wspaniała atmosfera w drużynie. I nasi fantastyczni kibice.

Leigh Adams odszedł na sportową emeryturę. Dziennikarze od kilku tygodni spekulowali, a kibice Byków rozprawiali - odejdzie kapitan Unii, czy zostanie w Lesznie? Ponoć przyjmowali nawet zakłady? Kuszony był Pan milionami przez sponsorów rzeszowskich Żurawi?

To już jest bez znaczenia. Obiecałem publicznie, podczas pożegnalnego show Australijczyka, prezesowi Józefowi Dworakowskiemu, że pozostanę w Unii na kolejne dwa lata. Pod jednym warunkiem, że prezes nie opuści Byków. Szybko osiągnęliśmy porozumienie. Powiem tak - pieniądze to jeszcze nie wszystko. Zostanę z Bykami! Nie zmieniam także klubu w Szwecji. Z Elit Vetlanda, wraz z Januszem Kołodziejem, wygraliśmy mistrzostwa Elitserien.

Czy nadal będzie pracował Pan ze Szwedem Janem Anderssonem, tunerem, który znalazł się na topie także dzięki wielkiemu zwycięstwu Tomasza Golloba?

Za wcześnie mówić o konkretnych decyzjach. Nie zaprzeczam, że medal będzie moim atutem w negocjacjach.

Uczcił Pan srebrny krążek mocniejszym trunkiem?

Jestem profesjonalistą i... abstynentem. Za bankietami nie przepadam. Nienawidzę alkoholu i papierosów.

Wiem, że uwielbia Pan sporty ekstremalne. Kilka okrążeń i poślizg kontrolowany na żużlowej maszynie na dachu katowickiego "Spodka" wywołać musiały dodatkową dawkę adrenaliny. Przecież panowała ostra zima, a na dachu był... śnieg. Nie cierpi Pan, przypadkiem, na lęk przestrzeni?

To było ciekawe doświadczenie, nie tylko w sferze reklamy i marketingu. Zapewniam, że
emocje były nie mniejsze jak na Grand Prix.

Wolne chwile poświęca Pan zabawom z córeczką Nadią.

Nadia kocha zwierzęta i zabawę. Była zauroczona po wycieczce w poznańskim zoo.

A Wasze dwa niemieckie owczarki towarzyszą Panu w biegowym treningu?

Te psy bardzo lubią biegać więc poprawiają mi kondycję podczas każdej wspólnej wyprawy.

Pora na zasłużone wakacje. Znów odda się Pan swojej wielkiej namiętności - nurkowaniu?
Oczywiście, posiadam profesjonalny sprzęt. I myślę o życiowych rekordach w morskich głębinach.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto