Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie ona na mnie wywarła, gdy czytałam ją po raz pierwszy – kiedy łzy cisnęły się do oczu przy autentycznych historiach przeniesionych z żydowskiego getta na kartki papieru i kiedy brzuch bolał mnie ze śmiechu podczas śledzenia przypadków Polańskiego w szkole filmowej. Niemniej jednak to chyba ten świat widziany oczyma żydowskiego chłopca, którego matka zginęła w Oświęcimiu, a on sam ukrywając się pod zmienionym nazwiskiem, cudem przeżył wojnę, najbardziej zapadł mi w pamięci z tej lektury. I wrócił na wernisażu wystawy w szamotulskim muzeum... Obrazy skonfrontowane z wyobraźnią i świadomością tego, co stało się z narodem żydowskim w czasie II wojny światowej, wywarły tak duże wrażenie, że bezsensem było powstrzymywanie się od łez. Oto bowiem osoby, które – w wielu przypadkach – zginęły ponad pół wieku temu, opowiadały poprzez fotografie, historie swojego życia... Pamiętam, że w książce Polańskiego był taki moment, w którym wspominał zabawy z sąsiadem i to jak po raz pierwszy wyświetlali nieruchome obrazy za pomocą pudełka i soczewki. Tego sąsiada Niemcy zabrali później do obozu. Nigdy już nie wrócił, ale Polański ponoć przywołuje go w pamięci za każdym razem, gdy ma przed sobą epidiaskop, bo przedmioty też potrafią opowiadać historie... Na wernisażu zwróciłam uwagę na zdjęcie mężczyzn grających w szachy. Nie wiem dlaczego, sama nie potrafię grać, ale wyobraziłam sobie, że po skończonej partii ich życie się skończyło. Nie było, więc czasu na rewanż. Dobrze jednak, że nam tutaj – w Szamotułach – dano ten czas wystawy na refleksję...
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?