MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

SACZYN - Twoja babcia jest czarownicą

Mariusz Kurzajczyk
Ludzie zwykle korzystają z pomocy bioenergoterapeutów w krytycznych, beznadziejnych sytuacjach, gdy konwencjonalna medycyna jest już bezradna. Wtedy, gdy wyleczenie nazywane jest cudem.

Ludzie zwykle korzystają z pomocy bioenergoterapeutów w krytycznych, beznadziejnych sytuacjach, gdy konwencjonalna medycyna jest już bezradna. Wtedy, gdy wyleczenie nazywane jest
cudem. Takiego cudu miał doświadczyć 20-letni Wojtek B. spod Łodzi, który w lutym br. trafił do praktykującego w podkaliskim Saczynie Krzysztofa Pawlaka. Cud nie nastąpił, a rodzice twierdzą, że stracili syna, który dał się uwieść terapeucie. Uważają wręcz, że Saczyn przemienia się w siedzibę niebezpiecznej sekty. Pawlak jest oburzony ich oskarżeniami i twierdzi, że Wojtek sam wybrał najlepszą dla siebie drogę życia.
Wygląda na to, że kłopoty rodziny B. zaczęły się na... siłowni. W lutym br. 20-letni Wojtek poskarżył się rodzicom, że z lewej strony piersi wyrosła mu jakaś kula. Według znajomego lekarza mógł to być efekt uderzenia lub reakcja alergiczna. W każdym razie konieczne były badania. Ostatecznie chłopak trafił na pulmonologię jednej z warszawskich klinik Warszawy.
- Lekarz nawet nie obejrzał zdjęć, tylko od razu roztoczył przed nami makabryczną wizję operacji i wielomiesięcznej rehabilitacji - opowiada matka Wojtka.
W tej sytuacji Hanna B. postanowiła sięgnąć po niekonwencjonalne metody leczenia. Dziś, trochę ze wstydem przyznaje się, że od lat interesowała się bioenergoterapią, uczestniczyła w różnych kursach, sama marzyła o leczeniu. Z drugiej strony jako osoba wykształcona, nauczyciel akademicki uważa się za racjonalistkę i mocno stąpa po ziemi.
- Przez kilka lat w ramach zajęć z kultury amerykańskiej opowiadałam studentom o sektach, a teraz sama jestem ich ofiarą - zwierza się.
Na wizytę u Krzysztofa Pawlaka w Saczynie namówili ją znajomi. Po drodze zajrzeli do znajomych, leczących akupunkturą, Mongołów. Ci stwierdzili, że to krwiak, będący zapewne efektem uderzenia i nie ma żadnych obaw o życie Wojtka. Wtedy syn przyznał się, że na siłowni spadła mu na pierś sztanga.
- Jednak na wszelki wypadek postanowiliśmy skorzystać z pomocy specjalisty - mówi Józef B., ojciec chłopaka.
Jadąc do uzdrowiciela rodzice powołali się na wspólnych znajomych, więc zostali przyjęci w drodze wyjątku bez wcześniejszych zapisów. Bioenergoterapeuta szybko wziął się do pracy, a leczenie zajęło mu trzy kolejne dni.
- Wojtek był zafascynowany Pawlakiem, który uznał, że nasz syn jest bardzo rozwinięty duchowo - opowiada pani Hania.
Na leczeniu ciała się nie skończyło i Wojtek wraz z rodzicami co dwa tygodnie odwiedzał Saczynw gminie Godziesze uczestnicząc w specjalnych sesjach. Teraz B. twierdzą, że celem tych spotkań było rozbicie ich rodziny. Pawlak stanowczo zaprzecza tym oskarżeniom: To bzdury i kara za moją dobroć.
Według niego B. przyjeżdżali do Saczyna, bo chcieli ratować swoje małżeństwo, które od dawna było w rozkładzie. To oni naciskali na to, aby organizował wielogodzinne sesje psychoterapeutyczne, on zaś chcąc nie chcąc nie odmawiał.
- Byli nachalni, więc się zgodziłem, ale teraz tego żałuję - twierdzi uzdrowiciel, który jednocześnie przyznaje, że choroby wypędza lecząc nie ciało, lecz ducha. Robi to z powodzeniem od 30 lat, a jego niezwykła moc potwierdzona jest licznymi certyfikatami.
Więcej w dzisiejszym papierowym wydaniu [

Ziemi Kaliskiej

](http://prasa24.pl)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO PO HOLANDII

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto