Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Róża

Piotr MAŃCZAK
Jan wlókł nieśmiało swój młody organizm przez Park Zamkowy, starając się jak najbardziej przedłużyć chwile pobytu wśród ogromnych kasztanowców. Choć tego do końca nie rozumiał, czuł się dobrze w ich obecności.

Jan wlókł nieśmiało swój młody organizm przez Park Zamkowy, starając się jak najbardziej przedłużyć chwile pobytu wśród ogromnych kasztanowców. Choć tego do końca nie rozumiał, czuł się dobrze w ich obecności. W samotności i szumie drzew, którego wówczas nie słyszał, realizowały się jego marzenia. Gdy tylko na chwilkę wracał do normalności, snuł plany, które miały jego marzenia urzeczywistnić. Uwielbiał to miejsce. Rozwijający się parkowy gąszcz, który w tych dniach wypełniał ostatnie skrawki wolnej przestrzeni, miał dla Jana pewne szczególne znaczenie. Stwarzał dogodne warunki maskowania się.

A wszystko za sprawą Julii, mieszkanki pobliskiej ulicy Garncarskiej i Onyksa, psa rasy collie, który był jej nieodłącznym towarzyszem. Jan nigdy nie przepadał za psami, choć tego akurat szybko polubił, szczególnie, że regularnie wyciągał swoją panią na spacery do parku. Odkąd Jan pierwszy raz zobaczył Julię, nie mógł przestać o niej myśleć. Zważywszy, że nigdy nie zamienił z nią ani słowa, można powiedzieć, że wiedział o niej bardzo dużo: gdzie mieszka, gdzie pracuje, o której wstaje i o której chodzi spać, rozpoznawał jej rodziców, znajomych, znał chyba jej wszystkie stroje, widział kiedy jest smutna, a kiedy wesoła, potrafił nawet zauważyć nową spinkę upięta w jej ciemnych włosach, sięgających za ramiona. Przede wszystkim znał jednak „rozkład” wyprowadzania psa. W ten sposób wyjaśnia się tajemnica przyczyn skrywania w parkowym gąszczu, który był doskonałym, bo niedyskretnym miejscem obserwacji. Ponieważ nigdy nie starczyło Janowi odwagi na nawiązanie rozmowy z Julią, był to jedyny możliwy wówczas sposób na obcowanie z dziewczyną oraz pięknem, które zawsze jej towarzyszyło.
Pierwsze krople deszczu wyrwały Jana z zadumy. Spoglądając nieprzyjaźnie na ciemnosine chmurzysko, zerwał się z ławki i pobiegł główną alejką w kierunku domu. Mimo niepogody jego myśli pozostawały niezmienne. Podobnie jak wczoraj także i tej nocy Jan długo nie mógł zasnąć. Właściwie nie przespał już całej nocy, gdyż przez zam- knięte żaluzje do pokoju zaczęło wdzierać się blade światło nowego dnia. On nie czuł jednak zmęczenia ani braku snu. Mimo to potwornie cierpiał nie znajdując rozwiązania nurtującego go problemu. W przypływie stanowczości wstał z łóżka postanawiając wdrożyć plan, który miał zbliżyć go do Julii. Nie musiał nic obmyślać, bowiem przez dwa lata, które minęły od zauroczenia Julią, planów stworzył aż zanadto. Chodziło tylko o wybór jednego, najlepszego. I konsekwencję, z jaką miał być realizowany. Jego pomysł był prosty i pewnie dlatego się na niego zdecydował. Postanowił, że każdego dnia będzie kupował kartkę w księgarni na Rynku, w której Julia pracuje, a następnie wysyłał do niej pocztą wraz z miłosnym wierszem, których miał naprawdę sporo w swojej biblioteczce. Był pewien, że dziewczyna skojarzy sytuację i w końcu da mu jakiś sygnał przychylności, mały gest, który spowoduje, że poczuje się pewniej. Wchodząc popołudniową porą do księgarni był bardzo zdenerwowany. Wydawało mu się, że Julia cały czas patrzy na niego. Mimo to opanował emocje. Czuł przypływ nieznanej wcześniej siły, która dodała mu odwagi. Zachowując kamienną twarz położył na ladzie kartkę, na której znajdowała się pomarańcza i jabłko oraz napis „Tak niewiele nas różni.” Zabrakło mu jednak odwagi, a- by spojrzeć na Julię. Nie zauważył więc subtelnego uśmiechu, którym go obdarowała. Był oszołomiony sytuacją do tego stopnia, iż po wyjściu ze sklepu nie pamiętał ile zapłacił i czy w ogóle zabrał resztę. Wracając do domu zastanawiał się tylko nad napisem kartki, którą ściskał drżącą dłonią. Po raz pierwszy od bardzo dawna był jednak z siebie bardzo zadowolony.
Podobnie postąpił przez dwa kolejne dni, za każdym razem wybierając tę samą kartkę. Jednak czwartego dnia zaczęły targać nim wątpliwości. Zmierzając do księgarni zdał sobie sprawę, iż pierwsza wysłana kartka na pewno już do Julii dotarła. Ta myśl sparaliżowała go bez reszty. Szedł coraz wolniej, aż w końcu zboczył z trasy skręcając do parku. Zdawał sobie sprawę z tego, że tchórząc prawdopodobnie popełnia jeden z największych błędów w swoim życiu. Schodząc po stopniach prowadzących do głównej alei nie patrzył przed siebie. Nagle znieruchomiał słysząc znajomy głos wołający Onyksa. Szybko podniósł głowę, a oczy w ułamku sekundy zarejestrowały w oddali postać wpatrzoną w biegnącego psa. W niekontrolowanym odruchu natychmiast zawrócił plącząc nogi, nad którymi chwilowo nie panował. Napływ adrenaliny dodał mu sił, którymi normalnie nie dysponował. W tempie zawodnego sprintera pokonał dobre sto metrów, zatrzymując się na rogu ulicy Wronieckiej i Kapłańskiej. Wtedy dopiero skojarzył, że jest sobota, co wyjaśniało pojawienie się Julii w parku o tej porze. Równocześnie zdał sobie sprawę, że stoi przy kwiaciarni. Błyskawiczny bieg wydarzeń sprawił, iż nie zachowywał się racjonalnie. Bez zastanowienia wszedł do środka, wybierając pośpiesznie ze szklanego wazonu dużą, czerwoną różę. Wybiegł nie płacąc. Nie pamiętając nic z kilkunastu sekund, w których pokonał drogę dzielącą go od parku, znów znalazł się na głównej alejce. Julia szła prosto w jego kierunku, trzymając Onyksa krótko na smyczy. Ich spotkanie stało się nieuniknione. Jan schował różę za plecami, która ściskana bez wyczucia silną dłonią pulsowała w rytmie uderzeń serca. Spojrzał na ogromne kasztanowce, które towarzyszyły mu od zawsze. Teraz stały się świadkiem jego największej, życiowej odwagi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto