Zamiast pieniędzy strażacy mogą dostać czas wolny. Jednak gdyby chcieli go wziąć, to na trzy miesiące należałoby zamknąć wszystkie strażnice w kraju. Związki zawodowe nie wykluczają protestu i to jeszcze przed Euro 2012.
Etat strażaka, wyjeżdżającego co służbę na akcję ratunkową obejmuje 216 godzin miesięcznie, przy pensji 2,7 tys. zł ("na rękę" wychodzi o jedną trzecią mniej). A ponieważ pożarnicy nie dostają pełnego wynagrodzenia za pracę ponadczasową, wielu szuka dodatkowego zajęcia.
Czytaj także: Poznański stadion jako jedyny nie posiada operatora
W najgorszej sytuacji są kierowcy wozów gaśniczych, których zadaniem jest nie tylko przetransportowanie ratowników na miejsce zdarzenia, ale także obsługa specjalistycznego sprzętu znajdującego się na wozie.
- Strażak może mieć potrącone trzy pensje w razie jego uszkodzenia, a prawdopodobieństwo uszkodzenia sprzętu zawsze istnieje, gdy operator jest przemęczony - mówi aspirant sztabowy Marek Garniewicz, przedstawiciel NSZZ Pracowników Pożarnictwa.
Ratownicy zwracają uwagę, że wymaga się od nich bardzo dużo. Mają być zawsze zwarci i gotowi. Stawiać się (w razie potrzeby) na służbę także wówczas, gdy według grafiku przysługuje im dzień wolny. Ale co w zamian? - pytają. Dowódcy, nawet gdyby chcieli oddać niezapłacone godziny choćby w formie dni wolnych, nie mogą tego zrobić, bo... ludzi jest za mało.
Po ubiegłorocznej powodzi Komenda Główna PSP otrzymała w trybie pilnym 100 mln zł (na cały kraj) na wypłaty za nadgodziny. Ze związkami zawodowymi wynegocjowano, że strażacy dostaną za jedną nadgodzinę kwotę w wysokości 60 proc. wartości podstawowej godziny służby, którą wyceniono na 13,73 zł. Problemu jednak nie rozwiązano, ponieważ od 1 stycznia tego roku w każdej jednostce musi być więcej strażaków na służbie.
- Naszym zdaniem, owe 100 milionów złotych wydaje są teraz nie na spłatę zaległych nadgodzin, ale na opłacenie dodatkowych etatów - wskazuje Marek Garniewicz.
Czytaj więcej: Euro 2012 - Ambasadorzy promują Poznań
W praktyce, strażacy mają tak ustawioną służbę, że w ciągu półrocza czy chcą, czy nie, i tak wyrabiają aż 192 godziny ponad podstawowy czas służby. I to za 60 proc. swojej pensji. Trudno się zatem dziwić, że coraz szybciej wyczerpuje się ich cierpliwość. Sprawą swoich nadgodzin chcą zainteresować Rzecznika Praw Obywatelskich, a jeszcze przed Euro 2012 może dojść do protestu służb ratowniczych.
Według przedstawicieli Komendy Miejskiej PSP w Poznaniu nie jest aż tak źle. Rzecznik tej jednostki - Michał Kucierski mówi, że poznańskim strażakom zapłacono już około 700 tys. zł za 50 tys. nadgodzin, a zaległości wynoszą 3,3 tys. godzin. To czas ćwiczeń, szkoleń, wyjazdów służbowych, czyli godziny spędzone poza jednostką, w której strażak pracuje.
- Gratyfikacją tu może być tylko czas wolny - wyjaśnia kpt. Maciej Brzeziński, naczelnik wydziału organizacyjnego KM PSP w Poznaniu. Do wspomnianych 3300 nadgodzin trzeba jednak dołożyć tegoroczne. Zdaniem kpt. Brzezińskiego jeszcze w tym roku ten problem powinien być rozwiązany.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?