Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna - Peszkę skusiły wielkie pieniądze

Maciej Lehmann
Jacek Kiełb ma szansę zastąpić w ekipie Lecha starszego kolegę
Jacek Kiełb ma szansę zastąpić w ekipie Lecha starszego kolegę Marek Zakrzewski
Po dwóch i pół roku gry w Lechu z Poznaniem żegna się Sławomir Peszko. To dla Kolejorza wielka strata, ale jak powtarza dyrektor sportowy Marek Pogorzelczyk - jeszcze nie koniec świata. Bo nie ma ludzi nie do zastąpienia.

Peszkę do Bundesligi skusiły wielkie pieniądze. Jego nowy klub FC Koeln jest poważnie zadłużony, ale by ratować ligowy byt, prezes zdołał zachęcić prywatnego inwestora, który po prostu pożyczył 500 tysięcy euro, potrzebne, by zwolnić reprezentanta Polski z kontraktu z Lechem. W identyczny sposób odchodzili z Kolejorza Marcin Wasilewski i Zbigniew Zakrzewski. Lech nie miał żadnego pola manewru. Nie chciał sprzedawać swoich graczy, ale oni już nie chcieli występować przy Bułgarskiej i po prostu odeszli.

Reprezentant Polski podpisze w niedzielę z FC Koeln 2,5-letni kontrakt. Jeśli drużyna spadnie, będzie mógł odejść za pół miliona euro. W trakcie półrocznej walki o utrzymanie Polak zainkasuje 360 tysięcy euro netto. Za każdy zdobyty punkt w meczach, w których wystąpi, dostanie dodatkowo 10 tys. euro. Jeśli drużyna się utrzyma, przez kolejne 2 lata będzie zarabiał miesięcznie 100 tysięcy euro netto miesięcznie, czyli 2,4 mln euro brutto za sezon! Przy jego dotychczasowych zarobkach w Lechu (po podwyżce 60 tysięcy złotych brutto miesięcznie) skok finansowy jest gigantyczny.

Trudno więc potępiać jego wybór. Od samego początku wiadomo było, że dla wychowanka Nafty Jedlicze, Lech to przystanek w karierze. Bundesliga zawsze go fascynowała, więc gdy nadeszła odpowiednia oferta, to z niej skorzystał. Jedyne zastrzeżenia w stosunku do Peszki można mieć za sposób, w jaki pożegnał się z poznańskim klubem i jego kibicami. Kiedy stało się jasne, że odchodzi, nie zdobył się na odwagę, by otwarcie powiadomić o swojej decyzji. A przecież nie tylko Kolejorz czerpał korzyści z jego występów. "Peszkin" niemal wszystko co najlepsze w karierze zawdzięcza Poznaniowi. Gdyby latem 2008 roku trafił do innego polskiego klubu, pewnie dzisiaj nikt by o nim nie słyszał w Niemczech.

Peszko, przychodząc do Lecha, był graczem kompletnie anonimowym. Głośno zastanawiano się, czy jest w stanie zastąpić Marcina Zająca, który choć miał za sobą znakomity sezon (10 strzelonych goli!), nie porozumiał się z poznańskim klubem w sprawach finansowych. Peszko o takim bilansie długo mógł tylko pomarzyć. Strzelał gole w spotkaniach pucharowych, ale w ekstraklasie w pierwszym sezonie był nieskuteczny. Dopiero bramka w finale Pucharu Polski, która dała naszej drużynie wygraną z Ruchem, była momentem przełomowym. W sumie w niebiesko-białych barwach rozegrał 101 spotkań, w których strzelił 20 bramek.

Dziś Lech jest w dużo lepszej sytuacji niż w 2008 roku, gdy odchodził Zając. - Już latem zanosiło się, że Sławek od nas odejdzie, dlatego pozyskaliśmy Jacka Kiełba na jego pozycję. W kilku meczach, szczególnie z Manchesterem City pokazał, że ma ogromny potencjał. Niemniej mamy już listę wyselekcjonowanych zawodników, którzy mogliby być konkurencją dla Jacka - stwierdził dyrektor Marek Pogorzelczyk.

Kiełb, podobnie jak Peszko w swoim pierwszym roku w Lechu, też na razie nie może pochwalić się golem, ale nie tylko w tym przypomina wyjeżdżającego do Kolonii kolegę. Też jest bardzo szybki, dysponuje niezłym strzałem, jest ambitny i potrafi krytycznym okiem spojrzeć na swoje dokonania.
- Jesienią grałem średnio. Ani nie zawodziłem jakoś specjalnie, ani też specjalnie nie błyszczałem. Plany pokrzyżowało mi zdrowie, ale mam nadzieję, że już swoje odcierpiałem i teraz w końcu uda się ustabilizować formę na przyzwoitym, równym poziomie. Brakuje mi gola, ale nie mam się co usprawiedliwiać, bo sytuacji miałem sporo, ale zawsze brakowało zimnej krwi - mówił niedawno.

Teraz będzie miał dużo większe pole do popisu, ale trzeba też zaznaczyć, że wcale nie jest pewniakiem do miejsca w pierwszym składzie. Na prawej stronie pomocy z powodzeniem może grać Marcin Kikut, który wraz z Grzegorzem Wojtkowiakiem tworzą bardzo zgrany duet. Alternatywą jest też Siergiej Kriwiec, więc nawet gdyby wbrew zapowiedziom Markowi Pogorzelczykowi nie udało się sprowadzić dobrego prawoskrzydłowego, odejście Peszki nie jest tragedią. Najgorzej sytuacja wygląda w ataku. Lech musi sprowadzić jeszcze jednego dobrego napastnika, jeśli chce zagrać o coś więcej niż utrzymanie się w ekstraklasie. Na razie dołączył Bartosz Ślusarski, lecz dyrektor sportowy zapewnia, że nie jest to ostatnie słowo. Jose Bakero szuka odpowiedniego kandydata na hiszpańskim rynku, dział scautingu wytypował kilku snajperów z Bułgarii i Bałkanów. Na razie Kolejorz stara się zabezpieczyć też swoje tyły. Hubert Wołąkiewicz z Lechii Gdańsk to potencjalny następca Luisa Henriqueza lub Grzegorza Wojtko-wiaka, gdyby jeden z nich chciał odejść latem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto