Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Otwieracz kamieni

Robert DOMŻAŁ
Preparował motyle i robił zdjęcia z wyprawy Arkadego Fiedlera po Brazylii. W Morasku odnalazł meteoryt. Dzisiaj Zygmunt Pniewski wydziera kamieniom piękno ukryte w ich wnętrzach.

Preparował motyle i robił zdjęcia z wyprawy Arkadego Fiedlera po Brazylii. W Morasku odnalazł
meteoryt. Dzisiaj Zygmunt Pniewski wydziera kamieniom piękno ukryte w ich wnętrzach.

Chociaż w podpoznańskim Morasku są kratery po upadku meteoru, to jednak żadnego z dużych meteorytów nie ma w Poznaniu. Czy to
jest kosmiczna gafa poznaniaków?

- Kiedy w 1956 r. saperzy ściągnięci z Warszawy przeczesywali pola wokół Moraska, wraz z Jerzym Pokrzywnickim z Zakładu Nauk Geologicznych PAN z Warszawy, chodziłem po wsi. Rozpytywałem mieszkańców, czy nie widzieli gdzieś kawałków dziwnych kamieni. Od księdza dowiedziałem się, że rolnik o nazwisku Oleksy coś znalazł. Na podwórzu jego gospodarstwa zastałem córkę Oleksego. Dwudziestoletnia na oko dziewczyna nie była skora do rozmów, ale w końcu potwierdziła, że jej ojciec coś wyorał na polu. Koniecznie chciałem zobaczyć znalezisko. W końcu wskazała na środek ... podwórza. Bryła miała dobrze ponad pół metra długości, a leżąc na środku gospodarstwa nikomu nie rzucała się w oczy. Meteoryt Oleksego był większy od kawałka znalezionego przez Niemców w roku 1914 - opowiada Zygmunt Pniewski z Mosiny, preparator w Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu.

Pończoszki za kosmiczne żelazo

Zanim jednak udało się wynieść meteoryt z gospodarstwa Oleksego, obydwu poszukiwaczy czekała długa rozmowa z rolnikiem. Gość z Warszawy miał jednak tak wielki dar przekonywania, że Oleksy nie tylko zgodził się przekazać meteoryt na potrzeby naukow- ców, niestety, warszawskich, ale kazał córce zabić kurę i ugotować dla przybyłych rosół.
Za swój dar Oleksy dostał jakiś czas później nagrodę pieniężną. Dostał ją także Zygmunt Pniewski.

- To było kilkaset, chyba 500 zł - wspomina. Dr Pokrzywnicki nie zapomniał i o córce Oleksego, którą obdarował pończoszkami.

Tego samego dnia Jerzy Pokrzywnicki wytropił jeszcze jeden kawałek meteorytu. Ważył 6,2 kg. Do szkoły w Suchym Lesie przyniósł go jeden z uczniów. Ponoć wyorał go rok wcześniej na polu jego dziadek Józef Nowicki.
Przez kilka dni roku 1956 w Poznaniu znajdowały się trzy duże meteoryty znalezione w Morasku.

Meteoryt po raz pierwszy

Pierwszy fragment meteorytu znalazł w 1914 r. w czasie budowy umocnień wokół Poznania kierujący robotami oficer niemiecki Franz Cobliner. Żelazny meteoryt leżał zaledwie pół metra pod powierzchnią ziemi. Niemcy wywieźli go do Berlina. Po poddaniu go szczegółowym badaniom gość z kosmosu powrócił do Poznania. Umieszczony został w Cesarsko-Królewskim Muzeum Przez długie lata meteoryt znajdował się w budynku Muzeum Przyrodniczego przy ul. Bukowskiej.

Ziemskie podróże kosmity

Znaleziony u Oleksego meteoryt wywieziony został do Warszawy.

- Podróż po kraju zaczęły meteoryty jeszcze w latach 50. - wspomina Zygmunt Pniewski. Obydwa kawałki wysłane zostały na wystawę do Chorzowa. Po jej zakończeniu organizatorzy pomylili kawałki. Znaleziony przez Zygmunta Pniewskiego przysłali do Poznania, a fragment wykopany przez Prusaków do stolicy.

- Kiedy pierwszy ze znalezionych fragmentów wrócił do Poznania, długo nie mógł znaleźć właściwego miejsca do ekspozycji - twierdzi Zygmunt Pniewski. Najdłużej przeleżał w budynku Muzeum Przyrodniczego przy ul. Bukowskiej, czyli w Starym Zoo. Kiedy przed niespełna dziesięciu laty otwierano we Wrocławiu Muzeum Mineralogiczne, a poznańskie Muzeum reorganizowano, znaleziony przez Prusaków fragment wypożyczono do stolicy Dolnego Śląska. I to właśnie tam przy ul. Kuźniczej 22 znajduje się do dzisiaj wśród 159 innych okazów meteorytów.

- Dzisiaj, gdy Instytut Geologii ma na Morasku wspaniałą siedzibę, meteoryt moraski mógłby być pięknie wyeksponowany. Jednak przed laty brakowało właściwego miejsca i atmosfery dla tego znaleziska. Kiedy więc we Wrocławiu organizowano Muzeum Mineralogiczne, znalazło się gremium uważające, że dobrze się stanie, jeśli eksponat zostanie tam wypożyczony. Ja również podzielałem ten pogląd - mówi Zygmunt Pniewski.

Rezerwat i żal

Poznaniowi pozostał rezerwat Morasko.
- Ale i o jego utworzenie - wspomina Zygmunt Pniewski - inicjatorzy musieli stoczyć bój. Walka z ... wojewódzkim konserwatorem przyrody trwała dwa lata. Dzięki desperacji Franciszka Jaśkowiaka (jego nazwiskiem nazwano ulicę biegnąca od Naramowickiej do Moraska), a także prof. Bogdana Kiełczewskiego, profesor Andrzej Dzięczkowski oraz Zygmunt Pniewski mogli kontynuować prace nad utworzeniem rezerwatu.

Piękno na półce

Dzisiaj na półce w mosińskim mieszkaniu Zygmunta Pniewskiego zobaczyć można leżące obok siebie chryzoprazy, agaty z Dolnego Śląska, krzemienie z Gór Świętokrzyskich i kryształy gipsu znalezione w pokładach gliny wydobywanej w pobliskim Dymaczewie. Te ostatnie leżąc w szklanej gablocie zachwycają geometrycznymi kształtami. Pozostałe na zewnątrz bure i chropawe, przecięte na pół i oszlifowane, zdumiewają kolorami i rysunkiem.

- Kiedy coś robię, staram się, by miało to wartość. Moje zbiory postanowiłem utrwalić na fotografii - mówi Zygmunt Pniewski.

Starszy technik

W historię z meteorytem Zygmunt Pniewski wplątał się przypadkowo. Jako preparator w Instytucie Zoologicznym PAN w Poznaniu, Zygmunt Pniewski przydzielony został gościowi ze stolicy w roli przewodnikia.
- Po odnalezieniu fragmentu stałem się sławny - mówi mieszkaniec Mosiny. Udzielał wywiadów między innymi dla Tygodnika Powszechnego. Właśnie w nim mianowany został magistrem, choć studiów nigdy nawet nie zaczął.
- Po latach pracy w Polskiej Akademii Nauk naukowcy postanowili przyznać mi tytuł starszego technika. Żeby go otrzymać, musiałem przeczytać wskazane przez nich lektury, a także spreparować określoną grupę bezkręgowców. Przed egzaminem koszulę na plecach miałem mokrą - wspomina.

Przygoda z Fiedlerem

Ja urodziłem się na Strzałowej, Arkady Fiedler na Murnej. Nawet nie wiem, gdzie spotkaliśmy się pierwszy raz. Jednak przed wyprawą do Brazylii Arkady Fiedler otoczył mnie troskliwą opieką. Na krótko przed wyjazdem mój udział w wyprawie stanął pod znakiem zapytania. Dowiedziałem się, że na czas wyjazdu do Brazylii będę musiał wziąć bezpłatny urlop. Oznaczało to, że moja rodzina pozostanie bez środków do życia. Arkady Fiedler wpłacił pieniądze na konto, z którego korzystała moja żona. W Brazylii fotografowałem, zbierałem wspólnie z Indianami motyle i preparowałem je. Po Brazylii poruszaliśmy się między innymi samolotami. Pamiętam jak w trakcie jednego z lądowań niemal przekoziołkował. Jednak szczęśliwie stanęliśmy na ziemi. W pięknej, strasznej Amazonii, bo to do tej książki zbieraliśmy materiały, nasze organizmy wytrzymały tylko pół roku. Po powrocie okazało się, że nie mam pracy. Uratował mnie, dając pracę, Arkady Fiedler - mówi Zygmunt Pniewski.

Nie wszystko na sprzedaż

Ile wart jest meteoryt moraski? Za jeden gram trzeba zapłacić 20 zł. Kawałek znaleziony we wrześniu 1956 roku ważył 78 kg. Jest jednak jednym z najtańszych meteorytów, jakie krążą po giełdach mineralogicznych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto