MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe Indie. Kraj kontrastów oczami pleszewianki Anny Chmielewskiej

Damian Cieślak
Damian Cieślak
archiwum prywatne Anny Chmielewskiej
Do Indii wyruszała mając trzydzieści dolarów w kieszeni. Miesięczny pobyt okazał się szkołą życia i fascynującą przygodą, która pozwoliła jej spojrzeć inaczej na wiele spraw. Azja ją zachwyciła, zaskoczyła i nauczyła pokory. Jak drugi kraj świata pod względem liczby ludności wygląda oczami Anny Chmielewskiej możemy przekonać się dzięki niezwykłym fotografiom, które aktualnie możemy podziwiać w pleszewskiej bibliotece.

Mówisz Indie myślisz filmy Bollywood, świątynia Tadż Mahal, święta rzeka Ganges. Fani sportu natychmiast przywołają reprezentację hokeja na trawie czy krykieta. Melomani przypomną sobie postać kompozytora Ravi Shankara. Siódmy pod względem powierzchni i drugi pod względem liczby ludności kraj świata jest pełen kontrastów (część mieszkańców to milionerzy, ale większość żyje w ubóstwie) i różnorodny geograficznie (od terenów nizinnych po ośmiotysięczniki). Od lat zachwyca, przyciąga turystów i miłośników podróży.

W lutym 2019 roku do tego azjatyckiego państwa wybrała się Anna Chmielewska, ówczesna studentka filologii indyjskiej. Na miesięczną wyprawę zorganizowaną przez wykładowczynię wrocławskiego uniwersytetu wybrała się razem z kilkuosobową grupą niemal wyłącznie obcych dla niej ludzi. - To był dość skomplikowany okres w moim życiu i ten wyjazd stanowił pewną formę ucieczki - przyznaje pleszewianka. Równie szczerze mówi, że dysponowała bardzo okrojonym budżetem. Na indyjskiej ziemi wylądowała mając w kieszeni 30 dolarów, na szczęście miała już opłacony bilet powrotny. Czy z taką sumą pieniędzy da się przetrwać na drugim końcu świata? O tym za chwilę. Na razie wracamy do Europy.

Morze ludzi, slumsy i para zakochanych

Z Polski drogą lotniczą dotarła do Mediolanu. W stolicy Lombardii spędziła trzy dni. - Stąd było najtańsze połączenie do Mumbaju. We Włoszech pojawiły się pierwsze wątpliwości. Był moment, że miałam już wszystkiego dosyć, choć nawet jeszcze nie dotarłam do Indii - opowiada Anna Chmielewska. Momenty zwątpienia udało się przezwyciężyć. Azjatycki kraj przywitał ją zgiełkiem, hałasem i morzem ludzi - gęstość zaludnienia wynosi ponad 400 osób na kilometr kwadratowy. W 40-milionym Mumbaju zwanym też Bombajem raczej trudno o chwilę ciszy i spokoju. - Wszędzie morze ludzi. To było dla mnie bardzo przytłaczające. Pierwszy powiew monumentalności Indii. Kraju, któremu w rzeczywistości daleko do barwnego, pięknego świata, jaki znamy z bollywoodzkich produkcji. - Zdawałam sobie sprawę, że życie to nie film i nie będzie tak cudownie. To wymagające miejsce pełne wyzwań, których wówczas potrzebowałam - mówi pleszewianka.

Po opuszczeniu lotniska, szybko można dostrzec, dlaczego Indie to kraj kontrastów. Slumsy sąsiadują z apartamentowcami, w których mieszkają bogacze jeżdżący rolls-royce'ami i dyponujący basenami na balkonach. Po odzyskaniu w 1947 roku niepodległości w ciągu ponad 70 lat liczba ludności Indii wzrosła 4-krotnie. To oczywiście nie ułatwia równomiernego rozwoju. Bogatszą, mniej liczną, część tworzą ludzi wykształceni, zamożni, zajmujący najważniejsze stanowiska w kraju. Większość społeczeństwa żyje jednak w ubóstwie. Szansy na poprawę swojego losu nie mają w zasadzie wcale.

- Spotykasz się tam z biedą, którą trudno sobie wyobrazić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że można mieszkać w takich warunkach. Bardzo znacząca była dla mnie jedna scenka. Pewnego dnia wracaliśmy do hotelu. Przy głównej ulicy były slumsy. Akurat drzwi do jednej z tych chatek były otwarte. W środku para zakochanych oglądała serial w telewizji. Byli przytuleni, wyglądali jakby niczego im nie brakowało. To było bardzo uderzające. Dla nich coś naturalnego, normalnego, a dla nas tak bardzo odległe - opisuje Anna Chmielewska.

Klaksony nie milkną

W Indiach prawdziwą szkołę życia stanowi poruszanie się w ruchu drogowym i to zarówno w odniesieniu do pojazdów, jak i pieszych. - Mają swoje wewnętrzne przepisy, które trudno zrozumieć. Cały czas słychać klaksony. Pojazdy jeżdżą na żyletkę. Siedząc w rikszy lepiej nie wyciągać nóg, bo można je stracić. Przejścia dla pieszych są, ale nikt nie zwraca na nie uwagi. Ludzie przechodzą, gdzie chcą - dzieli się wrażeniami pleszewianka. W hotelach często brakuje ciepłej wody. Rolę prysznica czy wanny pełni wiaderko i miska.

Zaskakujące były bardzo prozaiczne rzeczy, choćby inny system komunikacji niewerbalnej. - Na pewno potrzebowałam chwilę, żeby zrozumieć, że nie kiwają głową na tak lub nie tak jak my, tylko wywijają głową. Jak kręcę wolno to znaczy, że się zgadzają, a jak szybko - odmawiają - opowiada pleszewianka.

Przedsiębiorcze podejście

Anna Chmielewska była w południowej części kraju. Przygodę rozpoczęła w Mumabaju. Przez Hajdarabad dotarła do Ćennaju. W sumie pociągami pokonała około 3500 km. Jak już wspomnieliśmy wcześniej pleszewianka na indyjskiej ziemi stanęła mając w kieszeni 30 dolarów. - Inni mieli od 600 do 1200 dolarów, więc pomyślałam, że moja sytuacja nie wygląda najlepiej. Po kilku dniach udało mi się pożyczyć 200 dolarów od innego uczestnika i to była ulga, że z moim przedsiębiorczym podejściem na pewien czas mam spokój. Później jeszcze poprosiłam rodziców o przelew, co jednak było mało opłacalne ze względu na sposób przewalutowania - opowiada. Skończyło się szczęśliwie. - Na koniec wycieczki w miejscowości Goa zostało mi w kieszeni 5 tysięcy rupii indyjskich - podkreśla.

Indie nie są dla każdego

Wyjazd do Indii dał dużo pleszewiance pod wieloma względami. Na pewne rzeczy pozwolił spojrzeć inaczej. - Teraz mogę powiedzieć, że wiem, że niezależnie gdzie się znajdę, dam sobie radę, że to, co mamy, to jest dużo. Dostęp do edukacji, to że dziewczynki wiedzą, co to jest okres, do czego służą podpaski. W niektórych częściach Indii nie mają o tym pojęcia. Gdy kobieta krwawi, zamykana jest w osobnym pokoju - kontynuuje.

Absolwentka "Dwójki" podkreśla, że Indie nie są dla wszystkich. Trzeba być gotowym, na to, co się zobaczy. Jeśli jesteś osobą bardzo empatyczną, wrażliwą, to musisz na pewne rzeczy się uodpornić. Odwrotnie - jeśli brakuje ci wspomnianych wyżej cech, to w Mumbaju i okolicach twój dotychczasowy światopogląd może się mocno zmienić. - Spotkałam tam ludzi, którzy mimo że nie mieli niczego, byli gotowi w każdej sytuacji pomóc, oddać serce, choć oczywiście niektórzy na widok białych wietrzyli okazję do szybkiego zarobku. Myślę jednak, że więcej jest ludzi dobrych, wrażliwych. Przez to, że wierzą w reinkarnację i mają tę karmę – dobre i złe uczynki – próbują dobrze postępować, doceniać to, co mają, z myślą, że w następnym życiu będzie im lepiej - opowiada Anna Chmielewska. - Warto jechać, żeby zobaczyć to inne podejście, to jest duża lekcja pokory - podkreśla.

Historia zapisana na fotografiach

Pleszewianka wróciła do domu z... przyprawami, herbatą, pięknymi wspomnieniami i wyjątkowymi fotografiami. Zdjęcia już przyniosły Ani nagrody w konkursach. Dzięki nim przez pół roku mogła uczęszczać do szkoły fotograficznej. Jak sama przyznaje tam po raz pierwszy zetknęła się z profesjonalną fotografią. - Zdjęcia robię od dziecka. Zawsze "pstrykałam" tak, jak to czułam. Nigdy nie nazwałabym się fotografem - opowiada. Aparat zabierała na każdą wycieczkę, wzięła go również do Indii, choć jechała tam bez konkretnego pomysłu i wizji.

Można powiedzieć, że Hindusi tak mnie pokierowali, że powstał reportaż, historia ukazująca ich prawdziwe życie, emocje, smutek, biedę, to jak się zachowują - podkreśla. - Były momenty, że ludzie sami uśmiechali się i prosili, żeby im zrobić zdjęcie. W ten sposób zrodziła się całkiem ciekawa, ale smutna opowieść o miejscowych. Zdjęcia są surowe, pokazuję życie od podszewki, normalną codzienność, a nie tę bogatą - będącą jednak w zdecydowanej mniejszości - część społeczeństwa. Chciałam pokazać szczegóły, to czego nie widać na pierwszy rzut oka, to co jest ukryte pod tą warstwą kurzu, który tam jest, pod tą wielką mgłą, która jest smogiem. To, co jest na zdjęciach, odwzorowuje moją wrażliwość - kontynuuje opowieść.

Wystawę fotografii Anny Chmielewskiej zatytułowaną "Moje Indie" możemy do końca grudnia 2021 roku oglądać w sali widowiskowej Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy w Pleszewie. - Cieszę się, że ta wystawa doszła do skutku. Jest to dla mnie takie symboliczne zamknięcie okresu szukania siebie - mówi.

Absolwentka "Dwójki" nie ukrywa, że chciałaby kiedyś wrócić do Azji. Marzy jej się również wyprawa do Afryki. Swego czasu wyrobiła paszport, żeby pojechać do Maroka. Tam jeszcze nie dotarła, ale wszystko przed nią. Kolejny podróżniczo-fotograficzny cel stanowi Patagonia - kraina geograficzna leżąca na terenie Argentyny i Chile.

Polub nas na FB

POLECAMY RÓWNIEŻ

Misja Afryka Kasi Zięciak. Przez 10 miesięcy pomagała ubogim...

Karolina Marciniak opowiada o ŚDM. Pleszewianka dostąpiła za...

Misja Grecja 2021. Pleszewscy strażacy w greckim piekle. Jak...

Jest uzależniona od... podróżowania. Pleszewianka Ania Pluci...

Jak obchodzi się Boże Narodzenie w Tajlandii?

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pleszew.naszemiasto.pl Nasze Miasto