Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Minęło już dziesięć lat od momentu, kiedy Polska okrzyknęła Artura Siódmiaka królem

Arkadiusz Dembiński
Arkadiusz Dembiński
Choć sportową karierę zakończył już kilka lat temu cały czas jest najbardziej znanym piłkarzem ręcznym rodem z Wągrowca. Aktualnie propaguje sport wśród dzieci. Mowa o Arturze Siódmiaku.

Mnęło dziesięć lat od jednej z najbardziej dramatycznych, ale i szczęśliwych chwil w historii polskiego, a zarazem i wągrowieckiego sportu. 27 stycznia 2009 roku reprezentacja Polski mierzyła się z Norwegami na mistrzostwach... W biało-czerwonym stroju występował rodowity wągrowczanin Artur Siódmiak.

Niespełna dwie minuty przed końcem nasi rywale prowadzili. Podopieczni trenera Bogdana Wenty zdołali wyrównać. Do końca spotkania było zaledwie kilkanaście sekund. Skandynawowie „wzięli czas”. Wówczas to legendarne słowa wypowiedział Bogdan Wenta: - Panowie! Jak wprowadzą siódmego zawodnika, mają piętnaście sekund. Przerywamy akcję i mamy pustą bramkę. Tylko spokojnie, mamy dużo czasu - przekonywał.

Nasi rywale zamiast bramkarza wprowadzili zawodnika z pola. To się zemściło. Akcja, która miała dać im wygraną, została przerwana. Piłka wylądowała w rękach Siódmiaka. Ten zdecydował się na rzut przez całe boisko... Zdobył gola. Dał wygraną naszym, wprawiając wszystkich w euforię. Po tym wyczynie został okrzyknięty „Królem Arturem”.

- Dobrze, że trafiłem piłką do bramki. Gdyby mnie trafił, to nie wiem, co by się ze mną stało (śmiech). Chłopaki by mnie chyba rozszarpali - przyznał Siódmiak w rozmowie z Polska The Times dwa dni po wyczynie. Od tamtego momentu bezsprzecznie Siódmiak jest najbardziej znanym piłkarzem ręcznym z Wągrowca. Co istotne, mimo sukcesu jaki osiągnął, mimo faktu, że w Wągrowcu nie mieszka już od wielu lat, cały czas podkreśla swój związek z miastem oraz, że tu mieszkają jego bliscy. Kwestię tę poruszył także w wywiadzie udzielonym kilka dni temu wp.pl.

- Jestem bardzo zżyty z rodzicami, a mama zawsze powtarzała, że z kim przestajesz, takim się stajesz. Że zanim wydam osąd, mam poczuć odrobinę empatii i postawić się w miejscu tej osoby. Jestem otwarty, prosty chłopak - mówię, co myślę. Oczywiście, że gol z Norwegią otworzył mi wiele drzwi, ale i bez tego gola dostałbym się tam, gdzie chcę. Potrafię z każdym rozmawiać i szanuję ludzi. Od każdego biorę coś dla siebie, nie uważam, że jestem najmądrzejszy. I mam coś, czego innym trochę brakuje: przyznaję się do błędów. Rodzice są ze mnie dumni nie tylko za karierę sportową. A mama przecież zbierała wszystkie wycinki o mnie jeszcze z czasów, gdy grałem w Nielbie Wągrowiec. Przekładam czasami te żółte kartki, żeby przypomnieć sobie, kim byłem kiedyś - przyznał Siódmiak.

Pasja Artura do piłki zaczęła się właśnie w Wągrowcu.

- Mój mąż grał w piłkę, ale nożną. Często zdarzało się, że kiedy ja musiałam być w pracy, a mąż miał mecz, to zabierał ze sobą małego Arturka, leżącego w głębokim wózku. W czasie meczu pilnowali go koledzy z drużyny męża, w przerwie on go przewijał i grał dalej. Oczywiście o całej wyprawie ja zawsze dowiadywałam się ostatnia - wspominała przed laty pani Halina, mama Artura Siódmiaka. - Gdy syn był już większy, piłka stała jego ulubioną zabawką. Wszystkie ściany w domu były poobijane. W czwartej klasie trafił na lekcję wychowania fizycznego do Stanisława Gąsiorka. To właśnie pan Stanisław zaszczepił w Arturze miłość do piłki ręcznej - wspominała przed laty w rozmowie z „Tygodnikiem” mama sportowca.

Aktualnie Artur Siódmiak propaguje sport wśród młodego pokolenia. - Chcę, żeby dzieciaki przyjechały do fajnej hali, poznały ciekawych ludzi, żeby wróciły do domu i zachwycone tym, że poznały Tomka Majewskiego, Szymona Kołeckiego, albo Anitę Włodarczyk, postanowiły zacząć chodzić na jakieś zajęcia. Przyjeżdżają do nas nauczyciele wychowania fizycznego, dyrektorzy i to wszystko rozlewa się po Polsce. To tylko promocja sportu, ale czuję, że robię coś dobrego. Jedyny wniosek, jaki mam, to że dzieci z mniejszych miejscowości i ze wsi są bardziej wysportowane. W mieście jest więcej pieniędzy, bogata oferta zajęć pozalekcyjnych i rządzi wygodnictwo. Rodzice przywożą na trening, odwożą, chuchają, dmuchają. Na mnie nikt nie chuchał, biegałem w tenisówkach na trening wieczorami i nikt mnie nie pytał czy czegoś mi brakuje. Do tych czasów oczywiście nie wrócimy, ale stąd biorą się właśnie braki w charakterach do sportu. Mam inny pomysł gdzie ich szukać - wyjaśniał Siódmiak w rozmowie z wp.pl.

Przypomnijmy, że kilka lat temu, po sportowym sukcesie Siódmiak stał się między innymi twarzą swojego rodzinnego Wągrowca. To jego wizerunek pojawił się na specjalnych bilbordach obok hasła „Wągrowiec tu rodzi się sukces”. Sportowiec obecnie mieszka na Pomorzu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto