Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"95 Lat Piłki Nożnej we Wronkach" - opowiada Tobiasz Chożalski

Magda Prętka
"95 Lat Piłki Nożnej we Wronkach". Tobiasz Chożalski niegdyś był naszym redakcyjnym kolegą. W pamięci wielu Czytelników zapewne doskonale zachowały się materiały jego autorstwa dotyczące ekstraklasowej Amiki. Fascynacja lokalnym sportem stała się jednak pretekstem do spojrzenia na piłkę nożną nieco szerzej. W taki oto sposób, na przełomie lipca i sierpnia tego roku światło dzienne ujrzała książka "95 lat Piłki Nożnej we Wronkach" - pierwsza w historii publikacja poświęcona temu tematowi

„95 lat piłki nożnej we Wronkach” to Twój debiut książkowy. Skąd wziął się pomysł na publikację akurat tego typu?

Tak naprawdę zadecydowały o tym dwie rzeczy. Po pierwsze szukałem tematu na pracę magisterską. Wyszedłem z założenia, że na bazie materiału przygotowywanego na uczelnię, który generalnie jest mało użytecznym tekstem, można zrobić coś więcej – zebrać to wszystko, opublikować, stworzyć rzecz wartościową w kontekście bardzo lokalnym. Drugą sprawą był fakt, że do roku 2016 na rynku nie ukazała się żadna monografia wronieckiego futbolu. Szczerze powiedziawszy, byłem tym bardzo zdziwiony. Moją intencją było potraktowanie tematu bardzo szeroko i rzetelnie. Nie mnie oceniać, jaka ta książka faktycznie jest, ale z całą pewnością umożliwiła zachowanie wielu wspomnień, „podanie” ich dalej.

Jak długo zbierałeś materiał do książki?

Niecałe pół roku. Trochę tego nazbierałem. Materiał w dużej mierze opiera się na starych tekstach z lokalnych gazet, w tym z przedwojennej „Gazety Szamotulskiej”, z okresu lat 30. To ogrom wiedzy. Drugą częścią materiału, jaką zdobyłem, były różnego rodzaju protokoły z posiedzeń zarządu Błękitnych Wronki (drużyny istniejącej przed powstaniem Amiki). Myślę jednak, że to, co jest najciekawsze w tej książce, to spojrzenie na futbol we Wronkach od tzw. kuchni. Oprócz suchych statystyk, czy wyników meczów, znaleźć można tu także informacje dotyczące działalności klubów od podszewki. Oczywiście wraz z upływem lat materiału badawczego przybywało. Sporo czasu poświęciłem na spotkania z ludźmi, z weteranami wronieckiej piłki. W procesie zbierania materiałów bardzo pomogło również Muzeum Ziemi Wronieckiej. Pan Piotr Pojasek przygotował dla mnie kwerendę, w której zawarł absolutnie wszystkie informacje na temat wronieckiej piłki, jakie tylko znajdują się w muzeum.

Przygotowanie monografii traktującej o blisko 100–letniej historii piłki nożnej to poważnie przedsięwzięcie, tym bardziej dla młodego człowieka. Wiedziałeś do jakich drzwi zapukać?

Ja już od dłuższego czasu w tym środowisku się obracam, więc akurat to nie sprawiło mi większej trudności. Wiedziałem do kogo się zwrócić, gdzie zapukać, choć oczywiście nie znaczyło to, że ten ktoś musiał mi pomóc. Niemniej jednak sporo osób na moje prośby o pomoc zareagowało bardzo pozytywnie, nie zostałem na tym polu sam. Ludzie, którzy dowiedzieli się o zamyśle tej książki, którzy posiadali pewne materiały, którzy chcieli zachować swoje wspomnienia od zapomnienia, naprawdę tym żyli. Zależało im na tym, by te konkretne rzeczy gdzieś pokazać, opublikować.

Mówisz, że pół roku trwało zbieranie samego materiału, a jak długo trwał proces składania tego w jedną całość?

Myślę, że drugie pół roku, choć może trochę mniej. Najbardziej czasochłonną kwestią było poukładanie tego, co udało mi się zebrać w jedną spójną całość. Tak, by niczego nie pominąć, nie przekręcić. To faktycznie było wyzwanie.

Czy tych wyzwań w trakcie tworzenia książki pojawiło się więcej?

Trochę na pewno. Najtrudniejsze było chyba to, żeby na temat każdego z klubów, które finalnie doprowadziły do tego, co mamy teraz, napisać coś istotnego i ciekawego zarazem. Nie chciałem, by doszło do sytuacji, w której któryś z wronieckich klubów przed obecnymi Błękitnymi zostałby pominięty. Także te pierwsze, przedwojenne kluby, może nie są bogato opisane, ale dla mnie osobiście najważniejsze jest to, że one w ogóle znalazły się w tej książce. Materiałów na ich temat jest najmniej, choć to one stanowiły fundament do budowania dalszej części historii lokalnego futbolu.

„95 lat piłki nożnej we Wronkach” to przede wszystkim ogrom wiedzy, historia lokalnego futbolu w dużej pigułce. Mi osobiście wydaje się, że siłą tej książki jest to, że ona może również uczyć. Nie sądzisz?

Myślę, że wiele osób, które po nią sięga, dowiaduje się, że jakieś życie piłkarskie we Wronkach przed Amiką w ogóle istniało. Mam tu na myśli moje pokolenie i młodsze. Jeśli więc ktoś miałby się z tej książki czegoś nauczyć, to jest mi niezmiernie miło z tego powodu.

Mówiłeś o wyzwaniach, jakie pojawiły się podczas pracy nad monografią. A gdybyś miał wskazać jakieś zaskoczenia?

Sporo ich było. Pisząc tę książkę wiele się dowiedziałem. Wiedziałem tylko tyle, że te wszystkie kluby, które finalnie w publikacji się pojawiły, kiedyś po prostu istniały. Kiedy docierałem do kolejnych materiałów – rozmaitych publikacji, czy wycinków z gazet okazywało się, że pewne rzeczy trzeba było sprostować. Na przykład w jednym źródle podana była konkretna data, a w innym – traktująca o tym samym wydarzeniu, czy fakcie – ktoś podawał inną. Starałem się z tego wybrnąć, ale samo w sobie było to pewne zaskoczenie. Inna rzecz, bardzo miła zresztą, tyczy się już rozmów z działaczami i ich wspomnień. Dowiedziałem się np. jak dawniej pozyskiwano pieniądze na funkcjonowanie klubu – w różne dziwne sposoby. Robiło się wszystko, aby koniec z końcem związać, a to wymagało ogromu czasu, zapału, chęci. Zacząłem tych ludzi szanować dużo bardziej, w sposób szczególny doceniać ich pracę. Dziś wydaje nam się, że prowadzenie klubu sportowego to taka prosta sprawa, a to przecież bzdura. Kilkadziesiąt lat temu wszystko było o wiele trudniejsze.

Odbywając rozmowy z dawnymi działaczami z pewnością wysłuchałeś wielu fantastycznych historii. Czy któraś z nich w sposób szczególny zapadła w pamięci?

Najbardziej zainteresowały mnie te początki, to jak piłka nożna we Wronkach się kształtowała. Gdy skończyły się działania militarne związane z II wojną światową, kluby trzeba było w jakiś sposób reaktywować. I kiedy słuchałem opowieści ludzi, którzy mówili, że na mecz jechało się nieraz rowerem po kilkadziesiąt kilometrów, bo nie było za co opłacić transportu, to wywierało na mnie ogromne wrażenie. Tak naprawdę wybranie jednej tylko historii jest wręcz niemożliwe. Każdy z tych okresów cechuje się czymś innym. Z czasów Amiki, tej europejskiej, też pochodzi zresztą mnóstwo historii szeroko opisywanych już w innych publikacjach. Są zabawne, śmieszne, a niektóre budzą niesmak.

No właśnie... Amica. Domyślam się, że pracując nad książką mogłeś spojrzeć na ten klub z drugiej strony, już nie tylko jako kibic. Amica pozostała tym samym klubem, który pamiętasz ze stadionu?

Dowiadywałem się rzeczy zaskakujących o Amice stopniowo. Kiedy chodziłem na mecze sądziłem, że to jest fantastyczny klub, fantastycznie zarządzany, oparty o doskonałych zawodników, o duży budżet, który stać na wiele. Z czasem jednak doszło do mnie, że klub rzeczywiście był świetnie opłacany i zarządzany, ale nie zawsze wszystko było jasne i przejrzyste. Pamiętamy przecież te historyczne wręcz spotkania, jak finał Pucharu Polski z Aluminium Konin... Przykro mi, że niektóre mecze tak wyglądały. W końcu pod koniec jego istnienia ja się z tym klubem utożsamiałem, ja ten klub kochałem, jakby nie patrzeć – dorastałem na stadionie przy ul. Leśnej.

Myślisz, że kiedyś do Wronek wróci europejska piłka nożna?

Książka powstała na 95–lecie klubu. Jest szansa, że mniej więcej na jego 120–lecie będziemy mogli znowu mówić o europejskich pucharach we Wronkach. Podobnie, jak wielu innych wronczan, bardzo na to liczę. Zresztą... skoro w Polsce można stworzyć klub na wsi, który gra w Ekstraklasie i fajnie sobie radzi, to wszystko jest możliwe.

Gdy pojawia się temat wronieckiego futbolu, niemalże w jednej chwili pojawia się też postać Fryzjera. O nim również przeczytamy w Twojej publikacji?

Moja książka jest typową monografią. Nie ma w niej żadnych odautorskich wtrąceń ani komentarzy. Postać Ryszarda Forbricha została zatem ujęta tak, jak on sam o sobie mówi. Znajdziemy tu cytaty z jego wspomnień, z książki Adama Godlewskiego „Spowiedź Fryzjera”, która w zasadzie jest wywiadem rzeką. Zrobiłem to celowo, gdyż nie chciałem tej postaci w żaden sposób wartościować.

A z tych – ujmijmy to – bardziej pozytywnych osób? Kto swoją własną historią opowiada o futbolu we Wronkach w Twojej monografii?

W książce jest kilka postaci, które w sposób szczególny przysłużyły się wronieckiej piłce lub po prostu były wyjątkowe. Po pierwsze: Luigi Colombo. To był pierwszy Włoch, pierwszy obcokrajowiec w naszym lokalnym futbolu. Zaskarbił sobie szacunek, przychylność kibiców, a na dodatek był naprawdę dobrym zawodnikiem. Zdecydowanie warto wspomnieć również o trenerze Błękitnych Wronki, Henryku Czapczyku. Pewnie mało kto wie o tym, że ten słynny niegdyś zawodnik Lecha Poznań w trenował zawodników Błękitnych Wronki. Do Wronek ściągnął go zresztą lokalny działacz Bolesław Hibner, które przez całe swoje życie bardzo angażował się we wroniecki sport. Wracając natomiast do Henryka Czapczyka, jestem bardzo dumny z tego, że w książce udało mi się zamieścić jego autentyczne wypowiedzi. Dzięki ogromnej pomocy ze strony obecnych działaczy Błękitnych Wronki dotarłem do komentarzy spisanych w archiwalnych protokołach. To żywe wypowiedzi z czasów, w których we Wronkach pracował. Nie sposób zapomnieć także o Józefie Blaszce, niemalże legendzie wronieckiego futbolu. To człowiek, który w piłkę we Wronkach grał, piłkarzy we Wronkach trenował i cały czas w tym klubie trwa.

A z tych rzeczy ilustracyjnych, których w książce nie brakuje – co Czytelników w sposób szczególnych może zainteresować?**

W książce dzięki zaangażowaniu wielu ludzi pojawiło się sporo fotografii, ilustracji i archiwalnych dokumentów. Są to m.in. skany legitymacji członków klubu z pierwszych lat powojennych. To rzecz unikatowa, bo dziś się tego już nigdzie nie uświadczy. Każde zdjęcie przedstawia jakąś historię, wspaniałych ludzi. Myślę, że właśnie to jest najcenniejsze.

Odnosząc się do kwestii technicznych – mógłbyś powiedzieć coś o samej budowie książki?

Wszystkie kluby, które istniały przed Błękitnymi Wronki zostały w tej książce opisane na tyle, na ile udało mi się zdobyć materiały na temat ich funkcjonowania. Później, od lat 60' opis ten jest już dużo bardziej szczegółowy, bo uzupełniony o charakterystykę każdego kolejnego sezonu. Są tutaj wyniki i relacje z meczów, które udało mi się znaleźć oraz to, co działo się w klubie – informacje dotyczące trenerów, prezesów, działaczy. Co ciekawe – w monografii znalazły się także zdjęcia kibiców. Klucz był taki: albo byli to wronczanie na meczach wyjazdowych, albo kibice, którzy przyjeżdżali do Wronek, przede wszystkim na europejskie puchary lub mecze z drużynami, których wronczanie nie darzyli specjalną sympatią. To były najciekawsze widowiska i najwięcej na nich się działo. Starałem się, by te wątki kibicowskie umiejętnie wpleść do całej historii.

Jakim echem ta książka odbiła się we Wronkach?

To pytanie należy zadać czytelnikom. Ja osobiście jestem najbardziej zadowolony z tego, że nikt mi nie powiedział, że jest do niczego, że jest beznadziejna, że niczego nie wnosi. To dla mnie bardzo ważne. Spotkałem się natomiast z opiniami ludzi, którzy próbowali pewne rzeczy wyprostować mówiąc, że np. data jest zła albo zdjęcie zostało źle przypisane do konkretnego klubu. Bardzo mi to jednak imponuje. Z jednej prostej przyczyny – to znaczy, że ktoś się w to mocno wczytał. Słyszałem też, że byli i tacy, którzy pochłaniali książkę w jeden wieczór, czy noc. To naprawdę coś niesamowitego!
Korzystając z okazji chciałbym bardzo serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy do powstania jest książki znacznie się przyczynili. Sam bym na pewno nie dał rady!

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szamotuly.naszemiasto.pl Nasze Miasto