Pożar w kamienicy w Malborku. Akcja miała dramatyczny przebieg
Ten pożar, ze względu na swoją dramaturgię, szokuje nawet strażaków, którzy przecież są ludźmi o mocnych nerwach...
- Przez 34 lata już sporo doświadczyłem jako strażak, ale muszę przyznać, że w tak dramatycznej akcji, której przyczyną było podpalenie, chyba nie uczestniczyłem. To mogło zakończyć się bardzo tragicznie – mówi asp. sztab. Sławomir Prusik, dowódca jednej ze zmian służbowych w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej PSP w Malborku, który dowodził akcją.
Przedwojenna kamienica w centrum Malborka, środek nocy, bo tuż po godz. 2. Wszyscy śpią. Ktoś dostaje się do środka i - wszystko na to wskazuje - pod drzwiami jednego z mieszkań rozbija butelkę z łatwopalną substancją. Te momentalnie zajmują się ogniem, który przenosi się na przedpokój. Wewnątrz są dwie kobiety, dwoje kilkuletnich dzieci i dwa psy.
Tu nie było praktycznie chwili do zastanowienia. Trzeba było działać bardzo szybko. Jak dojechaliśmy, cztery osoby stały w oknach i na balkonie, a dym wydobywał im się za plecami. Nie było szans na wyprowadzenie ich przez drzwi wejściowe do mieszkania, bo już się paliły. Przedpokój też był cały w ogniu – mówi asp. sztab. Sławomir Prusik z PSP Malbork.
.
Jedyną możliwością ewakuacji uwięzionych przez ogień w mieszkaniu na drugim piętrze było użycie autodrabiny.
- Gdy weszliśmy w czterech z linią gaśniczą do mieszkania, te osoby były już podejmowane do kosza drabiny. Dla tych pań, a zwłaszcza dla dzieci to było bardzo stresujące przeżycie – dodaje Sławomir Prusik.
Na szczęście, ani tym lokatorom, ani pozostałym mieszkańcom kamienicy nic się nie stało. Rodzina straciła jednak czworonożnego przyjaciela. To dodatkowa trauma szczególnie dla dzieci.
- Na końcu przedpokoju upadł owczarek niemiecki, który zatruł się gazami pożarowymi. Ale tam był jeszcze jeden piesek. Kundelek, którego szukaliśmy chyba trzy razy i w końcu udało się go odnaleźć. Jest tak mały, że wcisnął się między ścianą a łóżkiem – opowiada asp. sztab. Sławomir Prusik.
34-latek z zarzutem podpalenia kamienicy
Sprawę pożaru od kilku dni badają malborscy policjanci pod nadzorem prokuratury. W ubiegłym tygodniu został zatrzymany i tymczasowo aresztowany 34-letni mężczyzna, który nie jest mieszkańcem tej kamienicy.
- Z tego, co wiem, rozbił „koktajl Mołotowa” (butelkę z łatwopalną cieczą – dop. red.). Podobno chciał to zrobić w piwnicy, ale drzwi do niej były zamknięte – mówi nam Jan Tadeusz Wilk, wiceburmistrz Malborka.
Dlaczego 34-latek to zrobił? Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, miał znać się z członkiem rodziny, którego akurat nie było w mieszkaniu w trakcie pożaru. O co mogło chodzić? Prokuratura na obecnym etapie nie udziela zbyt wielu informacji.
Mężczyzna złożył wyjaśnienia i przyznał się do zarzucanego czynu. Co do motywu, na tę chwilę go nie znamy. Weryfikujemy, dlaczego podejrzany dopuścił się podpalenia. Sąd przychylił się do naszego wniosku o tymczasowe aresztowanie podejrzanego na trzy miesiące – mówi nam Michał Ogrodnik, prokurator rejonowy w Malborku.
Budynek wielorodzinny przy ul. Jagiellońskiej to wspólnota mieszkaniowa, a mieszkanie o powierzchni 65 m kw., które spłonęło, jest własnością miasta.
- Jest już zaplanowany remont mieszkania i klatki schodowej, który będzie kosztował około 300 tys. zł. W mieszkaniu wymienione będą źródła ciepła, okna, podłoga, drzwi. Remont ma potrwać do końca lipca – mówi Jan Tadeusz Wilk.
Pogorzelcy to 5-osobowa rodzina, bo oprócz kobiet i dzieci również jeden mężczyzna. Najpierw znaleźli schronienie u rodziny, ale po kilku dniach, jak słyszymy od wiceburmistrza, skorzystali z oferty przeprowadzki do lokalu zastępczego.
Będą mogli mieszkać tam do końca lipca, a potem wrócić do wyremontowanego mieszkania. Główna najemczyni podpisała takie oświadczenie o chęci powrotu, natomiast jej córka boi się, ma w pamięci jeszcze te płomienie – wyjaśnia Jan Tadeusz Wilk.
Pogorzelcom przysługuje pomoc, jak w przypadku klęski żywiołowej
Rodzina straciła właściwie cały dorobek. W stałym kontakcie są z nią pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Malborku.
- Mamy środki zabezpieczone na ten cel, żeby pomóc rodzinie. Będzie to zasiłek ze zdarzenia losowego przewidziany ustawą o pomocy społecznej, czyli taki, jaki przyznaje się w przypadku klęski żywiołowej. W takim momencie nie bierze się pod uwagę dochodu rodziny – tłumaczy Jacek Wojtuszkiewicz, dyrektor MOPS w Malborku.
O pożarze w kamienicy była mowa podczas malborskich obchodów Dnia Strażaka, które odbyły się w piątek (17 maja). Wiceburmistrz Wilk dziękował za sprawną akcję. Ale strażacy po prostu robią, co do nich należy.
- W takim pożarze, gdy wchodzisz w aparacie, niewiele widzisz, kamerą szukasz ludzi, żeby jak najszybciej ich ewakuować. Nie boisz się tego, że masz za plecami ogień. Największa obawa jest związana z tym, żeby ludziom, którym niesiemy pomoc, nic się nie stało, żeby nie znaleźć tam nikogo, komu już trudno będzie pomóc – mówi asp. sztab. Sławomir Prusik.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
Od jutra strefa buforowa na granicy z Białorusią
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?