Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Teresa Wolniak przez 42 lat pracowała w pleszewskich aptekach

Irena Kuczyńska
Teresa Wolniak przez 42 lata pracowała w pleszewskich aptekach
Teresa Wolniak przez 42 lata pracowała w pleszewskich aptekach Irena Kuczyńska
Teresa Wolniak jako pierwsza pleszewianka zdobyła tytuł magistra farmacji. Kierownik apteki Pod Orłem Józef Suchocki nie chciał jej przyjąć do pracy. Dziwił się, że dziecko dostało dyplom magistra. Teresa Wolniak po nim przejeła kierowanie apteką

Życie przeleciało, ale Bogu dziękuję za zdrowie - mówi Teresa Wolniak - pierwsza w historii Pleszewa farmaceutka z tytułem magistra i dyplomem Akademii Medycznej w Poznaniu. Mimo słusznego wieku, Teresa Wolniak wciąż jeszcze robi użytek ze swojego dyplomu zdobytego równo 60 lat temu. Kiedy kierowniczki prywatnych aptek idą na urlop, proponują pani magister dyżury. Nie można zostawić apteki z samym technikiem farmacji. Musi na zapleczu być w pogotowiu magister. Dlatego kiedy w wakacje pojawiła się na zapleczu apteki przy św. Ducha na dyżur, żartowano: babcia znów przyszła.

Z najstarszą pleszewską farmaceutką umawiamy się w kawiarni. Pijemy kawę i wspominamy czasy, kiedy pani Terenia jako sześcioletnia dziewczynka przyjechała do Pleszewa do wujostwa Jenerowiczów.
- W domu rodzinnym w Jarocinie było nas dwanaścioro, dziewięć sióstr i trzech braci. My z Wandą przyszłyśmy na świat ostatnie w roku 1932. Najstarsza Jadwiga była już dorosła - wspomina pani Terenia. Jej ojciec Józef Grzesiński był kolejarzem, najpierw w Pleszewie, potem w Jarocinie, gdzie kształcił maszynistów.

W 1939 roku do Grzesińskich przyjechała siostra z Pleszewa i zaproponowała, że jedną z bliźniaczek weźmie do siebie. Swoich dzieci nie miała. - Mama powiedziała, jeśli któraś chce, niech jedzie. I tak trafiłam do Pleszewa - wspomina Teresa Wolniak .
Trzy lata później zmarł w Jarocinie ojciec a kilka miesięcy po nim odszedł wujek Józef Jenerowicz. Mała Terenia została z ciocią Anią. W czasie wojny uczyła się w niemieckiej szkole, po wojnie zgłosiła się do Dwójki. Zgodnie z wiekiem trafiła do VI klasy. Potem - jak m do dziś przeprowadzono egzaminy i niektórzy musieli z klasy VI cofać się do II. Ona została w VI. Kuzyn Kaziu Pietz namówił ją na przejście do Gimnazjum im. St. Staszica. Była taka możliwość, ale Teresa bała się matematyki. Po kilku lekcjach z kuzynem zdała do gimnazjum. Spotkała się tam z Krystyną Boguś. I ta znajomość przetrwała do dziś.

Zaczynały gimnazjum, skończyły liceum, bo w tym czasie była reforma systemu edukacji. Prof. Tadeusz Miszke uczył matematyki, Jadwiga Kościńska języka angielskiego, prof. Józefiak historii. Książki były przedwojenne. Pani Terenia miała je po kuzynach.
Po maturze w 1951 roku pytanie, co dalej? - Wydział lekarski nie bardzo mi podchodził, ale farmacja ? Czemu nie - wspomina Teresa Wolniak - wtedy jeszcze Grzesińska. Przez całe studia mieszkała z siostrami, najpierw z najstarszą Jadwigą, a kiedy ta wyszła za mąż, to z Wandą. Często jeździła do cioci do Pleszewa, korzystając jako córka kolejarza z darmowych i ulgowych biletów. Cztery lata minęły. Z dyplomem magistra zapukała Teresa Wolniak do jedynej w Pleszewie apteki Pod Orłem, gdzie kierownikiem był przedwojenny właściciel Józef Suchocki. Nie miał on zamiaru zatrudniać młodej farmaceutki z dyplomem magistra. - Kiedy mnie zobaczył, zapytał: kto dzieciom daje dyplomy magistrów - wspomina farmaceutka.

W końcu musiał ją przyjąć, bo właśnie do tej apteki w Pleszewie skierowała młodą panią magister Komisja Przydziału Pracy, ze względu na stan zdrowia. - Wtedy w aptece oprócz kierownika pracowała jego żona Wanda oraz pani Helena Szcześniak - wspomina Teresa Wolniak.60 lat temu lekarstwa były przeważnie robione na miejscu w aptece. Dziennie jedna osoba musiała zrobić nawet 80 leków, maści, kropli, syropów. Recepty wpływały i trzeba było robić. A klienci chcieli już, zaraz, za godzinę. Jak już przyjechali pociągiem, autobusem, rowerem, koniem, czy pieszo do miasta z receptą od lekarza, to chcieli to w tym samym dniu odebrać. Trzeba było się śpieszyć i robić.

- Najgorzej było w dni targowe, w poniedziałki i w czwartki, kolejka stała do samych drzwi - wspomina pierwsza pleszewska magister farmacji z nakazem pracy. W latach 60., 60. lekarze często zaglądali do apteki, farmaceuci wiedzieli, co kto zapisuje. W aptece były jeszcze przedwojenne ciemne szafy z napisami na szufladkach, ciemne słoje, kasa z ,,takim kręciołkiem’’. Były też nocne dyżury. Farmaceuci spali w aptece, a na początku były tylko trzy panie, więc dyżur przypadał co trzeci tydzień. - Do północy się nie spało, potem człowiek mógł się zdrzemnąć - wspomina Teresa Wolniak.

Męża Mariana poznała na zabawie w kasynie. - W tej grupie był Jasiu Łubiński z Wiesią Dominiczak, Józiu Boniarczyk, Maria Jurdecka z Jerzym Sala-monem, Marian Wolniak. Wiedziałam, że jest nauczycielem. I tak zaczęliśmy się spotykać - mówi pani Terenia. Z tej zabawy wyszły cztery małżeństwa. Z Marią Salamon, która rok po niej skończyła farmację, nawet razem później pracowały.
- Józef Suchocki bał się, że za chwilę wszystkie będziemy w ciąży i trzeba będzie aptekę zamknąć- śmieje się pani Teresa.

Ich ślub odbył się w 1957 roku. Mąż był 6 lat starszy, pracował najpierw w wydziale oświaty, potem w liceum. Ciocia Ania pomagała wychowywać dzieci. Najpierw w 1960 roku urodził się Piotr, cztery lata później Dorota.
- Kiedy rok później okazało się, że jestem znów przy nadziei, ciocia się przestraszyła. Bała się, czy da radę z trójką. Ale było dobrze. Na ulicy ruch był niewielki. Wypuszczała małego Piotrusia do domu parafialnego, gdzie była ,,katechizacja’’ i patrzyła przez oko, czy dobrze idzie - wspomina Teresa Wolniak.
Ciocia, zwana później babunią, wychowała całą trójkę. Jeszcze liceum wszyscy zdążyli pod jej opieką skończyć. Pani Teresa mogła spokojnie pracować

I pracowała przez 42 lata, na pełnym etacie, do siedemdziesiątki. Kiedy w 1984 roku przechodził na emeryturę Józef Suchocki, została kierowniczką apteki Pod Orłem. Kiedy w Pleszewie CEFARM tworzył kolejne apteki, farmaceuci zmieniali miejsca pracy. Kiedy powstała apteka przy szpitalu, Teresa Wolniak też w niej pracowała.

- Komputer w aptece oswoiłam od razu, nie było problemu z systemem - mówi farmaceutka. Jej córka Dorota poszła w ślady matki, skończyła farmację, przez jakiś czas panie pracowały w jednej aptece. Od kilku lat córka prowadzi własną aptekę w Czerminie.
Czym się różni apteka z lat 60. od współczesnej apteki? - Wtedy dużo leków się robiło, teraz prawie wszystkie lekarstwa są gotowe. Niezmiennie od 60 lat sprzedaje się pabialginę, pyralgi-nę, polopirynę, krople na serce, krople na żołądek - mówi farmaceutka.

60 lat temu była jedna apteka w powiecie, teraz jest ich 16 w samym tylko Pleszewie. Duże apteki sieciowe zabijają małe prywatne apteki. Przybyło lekarzy, przybyło recept. Kiedyś po piśmie rozpoznawał farmaceuta lekarza. Teraz coraz częściej recepty są pisane na komputerze. Aptekarz nie musi znać lekarza.
Teresa Wolniak jest aktywna mimo 84 lat. Od wielu lat jest wdową. Można ją spotkać w muzeum albo na ulicy z wnukiem Sergiuszem, synem Dorotki.
Dzieci syna Jasia mieszkają w Gdańsku. Wnuczka Asia studiuje stomatologię, Rafał zdaje maturę, Martynka jest w gimnazjum. Ich mama - Lucyna jest farmaceutką. Tak jak teściowa i szwagierka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto