Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na początku był Chaos

Juliusz PODOLSKI
Mogli nadal wystawać pod blokami, niektórzy może zeszliby nawet na drogę przestępstwa. Postanowili nauczyć się grać w piłkę, taką jajowatą. I tak z chaosu powstał Chaos Poznań.

Mogli nadal wystawać pod blokami, niektórzy może zeszliby nawet na drogę przestępstwa. Postanowili nauczyć się grać w piłkę, taką jajowatą. I tak z chaosu powstał Chaos Poznań. Drużyna, która nie tylko gra, ale i wychowuje, pomaga młodszym, zagubionym. Sama natomiast na pomoc władz miasta nie może liczyć.

Wszystko zaczęło się przed trzema laty, kiedy dwaj koledzy z jednego bloku na osiedlu Jagiellońskim – Tomek Kaczmarek i Maciej Cichoń, zagorzali kibice piłkarskiego Lecha, postanowili coś zmienić w swoim życiu. Dość mieli stania bezczynnie pod blokiem. Postanowili grać w rugby. Swoim pomysłem zarazili kolejnych czterech kolegów, no i zaczęli biegać za jajowatą piłką nad Maltą.

Przykład z Gdyni

Między kibicami piłkarskimi Arki Gdynia i Lecha Poznań istnieje wręcz braterski związek. Kiedyś w Arce założono klub rugby, który skupiał najbardziej fanatycznych kibiców gdyńskiego klubu, nawet tych którzy nie zawsze podporządkowywali się prawu. Dla wielu z nich okazało się to ratunkiem. Tomek i Maciek postanowili, że spróbują zrobić coś podobnego w Poznaniu.

- Dla nas okazała się to alternatywa dla dotychczasowego życia. Mogliśmy zacząć spędzać wolny czas zupełnie inaczej. Chcieliśmy tego my i nasi koledzy. To jedyny powód narodzin Chaosu – wspomina Tomek.

Pierwszy mecz

- Na początku było nas sześciu, z biegiem czasu koledzy zaczęli przyprowadzać swoich kolegów, a ci następnych.. Od zabawy przeszliśmy do poważnych zajęć. Stawaliśmy się coraz bardziej zdyscyplinowani. Potrafiliśmy, bowiem solidnie opieprzyć się, kiedy ktoś nie przychodził na trening – dodaje Maciej.

Wreszcie przyszedł pierwszy mecz. Za nim jednak do niego doszło chłopacy uświadomili sobie, że są drużyną i że muszą się jakoś nazywać:

- Podeszliśmy krytycznie do naszego sposobu gry, który był jednym wielkim bałaganem, ogólnym chaosem... – wspomina Maciej.

Pierwszy swój mecz, jako już Chaos Poznań zagrali z drużyną oldboyów Posnanii. Mecz był przegrany, ale wtedy to tak naprawdę narodziła się drużyna.

Kolega, ojciec i prezes...

W powstaniu drużyny olbrzymi udział miał Paweł Borowski. Z rugby związany jest od 1975 roku grając w Poznaniu i Toruniu. Dziś jest prezesem Chaosu, ale to tylko jedna z ról, jakie życie przypisało mu w klubie. Jest szkoleniowcem, bywał sponsorem, jest kolegą, ale jak trzeba i ojcem. Największym sukcesem sportowym pana Pawła było trzecie miejsce wraz z Posnanią w lidze na początku lat osiemdziesiątych.

Jeszcze niedawno pan Paweł sam grał i pomagał jako szkoleniowiec w Toruniu.

- Spotykaliśmy się z Tomkiem. Rozmawialiśmy o rugby, dawałem chłopakom pierwsze wskazówki jak grać, jak stworzyć klub. Zerwanie włókna mięśniowego w udzie wykluczyło mnie z dalszego uprawiania sportu w Toruniu. Postanowiłem wtedy, że pomogę chłopakom. No i wsiąkłem do dzisiaj – mówi Borowski.

Chcemy ligi

Po okresie gier i zabaw na Malcie i podjęciu regularnych treningów przez najtwardszych i najbardziej wytrwałych zrodził się pomysł pójścia jeszcze dalej. W sierpniu 2001 roku Chaos Poznań został zgłoszony do rozgrywek ligowych. Od dwóch sezonów chłopacy grają w II lidze. Póki, co zbierają doświadczenie i czekają na pierwszą wygraną. Liczą, że przyjdzie ona na wiosnę, po solidnie przepracowanej zimie. Kiedy to osiągną jest przed nimi kolejne wyzwanie – awans do pierwszej ligi.

Pomocna dłoń

- Nikt w naszym klubie nie jest święty. Życie jest ciężkie, więc staramy się ściągać chłopaków, którzy gdzieś po drodze się zagubili – mówi Tomek. – Kiedy przychodzą do nas, zaczynają pomału zmieniać swój stosunek do życia i sportu. Wpływ na to mają wartości, które staramy się tutaj zaszczepiać. To jest odpowiedzialność za wynik, za podejście do treningu. Każdy musi współgrać w grupie. Jeżeli grupa go nie akceptuje musi się zmienić.
Maciek dodaje, że wszyscy w klubie czują asekurację za plecami. W każdej sytuacji muszą sobie pomagać, bo nawet ten najsilniejszy może mieć słabszy okres. Wtedy nie może upaść, wtedy musi mu pomóc grupa przyjaciół, jaką stworzyli w Chaosie.

Sami sobie

- Klub żyje z kieszeni zawodników i ich rodziców. Musi zapłacić za koszulki, za trening, za mecz na wyjeździe, za obiad, za boisko... Wielu z chłopców nie ma pracy, inni się jeszcze uczą, a rodzice niektórych nie dają, bo nie mają pieniędzy – mówi zatroskany prezes Borowski. – Na cały sezon potrzebujemy 30 tysięcy złotych. Na wszystko, na zapłacenie sędziom delegacji, opłacenie boiska i biletów oraz autokarów na wyjazdy. Niestety, nikt nam nie chce pomóc. Czekaliśmy też na wiekszą życzliwość ze strony miasta. Trenujemy na obiekcie miejskim. W miarę możliwości staramy się regulować płatności za boisko. Kiedy jednak nasze zadłużenie wynosiło 300 zł. nie chciano wpuścić nas na trening. Mamy żal, bowiem nie tylko gramy w rugby, ale także staramy się wyrwać grupę młodzieży ze zła, które ich otacza. Szkoda, że o tym nikt nie myśli. My nie chcemy pieniędzy do ręki, wystarczy żeby ktoś pokrył nasze rachunki.

Tomek i Maciej liczą także na pomoc ze strony miasta. Twierdzą, że jedna drużyna Bburago Poznań to zbyt mało, druga – Chaos pozwala chłopakom, którzy później zaczynają przygodę ze sportem, osiągnąć jeszcze coś w rugby, a także w swoim życiu osobistym:

- Miasto uderzyło w inne dyscypliny sportu, a nas pozostawiono samym sobie – mówi zawiedziony Tomek. - Cieszymy się jednak, że są ludzie, którzy chcą nam pomóc. Sporo zawdzięczamy klubom Bburago Posnania i oldboyom.

Pracują z dziećmi

Chłopacy z Chaosu współpracują ze szkołą podstawową numer 51 w Poznaniu. Jako instruktorzy uczą dzieci ze świetlicy wychowawczej, gdzie zdarzają się także uczniowie z patologicznych rodzin, zasad rugby i tego jak nie zagubić się w gąszczu zła. Rugbyści Chaosu prowadzą treningi i mogą nawet poszczycić się sukcesami. Wychowali, bowiem dwóch reprezentantów Polski w kategorii żaków i kilku w kadrze Wielkopolski żaków i juniorów. Wraz z drużyną Chaosu trenują także dziewczyny.

Czym jest rugby?

- To sposób na życie. Rugby to świat zgranych ludzi. Na boisku nie ma przypadkowości. Tu trzeba dać z siebie wszystko. Po meczu jest kąpiel i z szatni wychodzą dwie drużyny, które robią grilla, wypijają piwo. Taka jest tradycja na całym świecie – mówi prezes Borowski. Maciej wspomina, że był w wielkim szoku, kiedy po pierwszym meczu w lidze w Siedlcach, gdzie walczyli jak pitt bulle na boisku, odbyło się spotkanie z zawodnikami i kibicami.
- Był to coś, czego nie potrafiliśmy zrozumieć. Przecież większość z nas wywodzi się z fanatycznych kibiców Lecha. Kibic z innego klubu to wróg, czasami nawet śmiertelny. Tu w środowisku rugby są tylko przyjaciele – mówi Maciej. – W pewnym momencie byliśmy nawet zażenowani. To była wielka lekcja i szkoła dla nas.

- Wciąż pozostajemy kibicami Lecha, na doping swojej drużyny patrzymy teraz jednak nieco inaczej. Rugby to nowe wyzwanie, to coś, co stworzyliśmy sami, to coś, czego nie wolno nam zniszczyć. Czujemy się odpowiedzialni za to, co robimy i za tych, dla których pracujemy. Pomagamy sobie na przekór wszystkim. Niektórzy z nas nie mają pracy, czy pieniędzy na wyjazd. Ten, kto w danej chwili ma kasę, pomaga potrzebującym. Obojętnie, co się będzie działo będziemy grali w rugby - dodaje Tomek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto