Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ivan Djurdjević: Decydujące znaczenie miała adrenalina

Redakcja
Fot. Marek Zakrzewski/Zdjęcie archiwalne
- Przed meczem z Legią szczerze rozmawialiśmy sobie w szatni i powiedzieliśmy sobie, że gramy na maksa. Kto nie daje rady ma zgłosić zmianę, a nie próbować przetrwać kryzys - mówi Ivan Djurdjević, pomocnik Lecha, w rozmowie z Maciejem Lehmannem.

Po meczu z Polonią w Warszawie wypowiedziałeś bardzo wymowne zdanie, że Lech przegrał, bo nie miał serca. W sobotę wreszcie to serce miał.

To była gorąca wypowiedź zaraz po ostatnim gwizdku, spotęgowana jeszcze zdenerwowaniem z powodu przegranej. Nie ma sensu już do tego wracać. Cieszymy się, że po słabych trzech meczach potrafiliśmy stanąć na nogi i wygrać bardzo ważny dla wszystkich pojedynek. Uważam, że sukces, który rodzi się w bólach, smakuje najbardziej. Rzeczywiście pokazaliśmy dzisiaj serce do gry i to jest dobry znak.

Kilka razy zaiskrzyło w środku pola, trwała taka mała wojenka serbsko- chorwacko-polska: Djurdjević z Murawskim kontra Vrdoljak i Radović.

Vrdoljak grał twardo, ale fair. Więcej teatru odstawia Rado-vić i choć jest moim rodakiem, z przykrością mogę powiedzieć, że w wielu sytuacjach przesadzał. Zaczęło się nerwowo, Vrdoljak szybko dostał żółtą kartkę, ale on musiał pokazać kolegom, że jest liderem, przyjechał, by walczyć i co tu dużo mówić, poderwał swój zespół. Legia rozpoczęła lepiej niż my, miała swoje sytuacje. Potem trochę się to uspokoiło, dzięki temu, że my zaczęliśmy lepiej grać. Zdajemy sobie sprawę, że nie był to dobry mecz w naszym wykonaniu. Ale w pojedynkach z Legią liczy się przede wszystkim wynik, a ten jest dobry.

Bilans szczęścia się wyrównał. Jesienią w Warszawie zdecydowanie lepszy był Lech, powinien już do przerwy prowadzić 3:0 i łatwo wygrać. Skończyło się porażką 1:2, co na pewno nie odzwierciedlało tego, co działo się na boisku. Teraz było odwrotnie. Lepsze wrażenie pozostawiła po sobie Legia, ale to Kolejorz dopisuje sobie trzy punkty.

Poznański mecz był bardziej wyrównany. Dla obu drużyn był to mecz z gatunku być, albo nie być. Udało nam się wygrać, awansować na trzecie miejsce. Na pewno poprawi to nastroje w klubie i wśród kibiców. Nie ma jednak czasu na długie rozpamiętywanie tego zwycięstwa. Dziś jest fajnie, ale od jutra musimy mieć już znowu zimne głowy, bo we wtorek w Bielsku czeka nas kolejny mecz o życie. Przyjedziemy do domu i będziemy przygotowywali się do kolejnego bardzo ważnego pojedynku z Bełchatowem. Lecha do końca sezonu czekają same trudne mecze. Ale sami przyłożyliśmy sobie nóż do gardła.

Czy ta liga nie jest zwariowana? Wystarczy wygrać jeden mecz, by z ósmego miejsca awansować na trzecie i znów być głównym kandydatem do gry w europejskich pucharach?

Na szczęście przeciwnicy niemal w każdym tygodniu dają nam szansę na to, abyśmy wrócili do gry. Można nawet zażartować, że cała liga czeka na Lecha i nie chce mu odjechać. Grzechem byłoby, gdybyśmy mimo tylu okazji tej szansy na zakwalifikowanie się do europejskich pucharów nie wykorzystali. Mamy nadzieję, że tym meczem zrobiliśmy wielki krok we właściwą stronę. Ale jak już powiedziałem takich ważnych pojedynków będzie do zakończenia sezonu jeszcze wiele. Musimy walczyć z przynajmniej taką samą determinacją jak przeciwko Legii.

Czy sobotni mecz z Legią kosztował was wiele sił? Zdołacie zregenerować się do wtorkowego spotkania w Bielsku-Białej?

Nigdy nie możemy tłumaczyć się po słabym występie zmęczeniem. Jesteśmy profesjonalistami, więc to nie wchodzi w grę. Obojętnie kto wyjdzie we wtorek na boisko musi dać z siebie wszystko. Przed meczem z Legią szczerze rozmawialiśmy sobie w szatni i powiedzieliśmy sobie, że gramy na maksa. Kto nie daje rady ma zgłosić zmianę, a nie próbować przetrwać kryzys. Najbliższe pojedynki mają zbyt dużą stawkę i każdy musi czuć odpowiedzialność za wynik i za to, że jeden błąd może zniweczyć wysiłek całego zespołu.

Na czym polega fenomen Artjomsa Rudnevsa? Przecież on nie trenował przez dwa tygodnie z powodu krwiaka, potem wyjechał na Łotwę, by wspierać żonę, która urodziła dziecko. Wychodzi na boisko na ostatnie pół godziny, ma trzy sytuacje i dwa razy pakuje piłkę do siatki.

Myślę, że w sobotę decydujące znaczenie miała adrenalina. Dodało mu energii to, że wszystko w domu skończyło się szczęśliwie i został tatą. Przyjechał pozytywnie "naładowany". To jest chłopak, który bardzo lubi wyzwania. Zależało mu, by te narodziny uświetnić golem i zaraził nas tym swoim entuzjazmem. Muszę jednak też dodać, że Artjoms to bardzo odpowiedzialny człowiek. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważnym etapem w jego życiu jest Lech. Wie, że tu zaczął się dla niego nowy rozdział, który może zaprowadzić go bardzo daleko. Z drugiej strony wie, że musi dbać o swoją rodzinę i jest z tego bardzo dumny. To wszystko plus fakt, że piłka "szuka go" w polu karnym powoduje, że jest tak groźny dla rywali.

Czytaj także:

Bartosz Bosacki: Możemy grać dużo lepiej
Krzysztof Kotorowski: Szczęście było po naszej stronie
Lech Poznań - Legia Warszawa 1:0. Rudnevs bohaterem
Kolejorz pokonał Legię na Bułgarskiej
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto