Drogi Czytelniku, spróbuj sobie wyobrazić pocztę za 100 lat. Czy ludzi zastąpią inteligentne maszyny? Czy będą potrafiły odczytać kody, odróżnią pocztówkę od listu i same będą wiedziały, dokąd wysłać korespondencję?
A teraz wymyśl coś lepszego, bo w Centrum Ekspedycyjno-Rozdzielczym
w Komornikach już dziś tak właśnie wygląda codzienna praca.
Jeżeli mieszkasz w Poznaniu i dziś rano wysłałeś list do innego miasta, w chwili, gdy czytasz gazetę, Twoja przesyłka znajduje się właśnie tam. Wydział Ekspedycyjno-Rozdzielczy Centralnego Urzędu Pocztowego w Poznaniu wygląda, jak każde duże przedsiębiorstwo: wartownia, kilka nowych budynków i żółto-niebieska hala. Nawet po wejściu do środku, trudno zorientować się, że znajdujemy się na poczcie: na podłodze namalowane pasy, po których poruszają się wózki, wzdłuż głównej alei kilkanaście przeszklonych boksów, po bokach maszyny. - Gdzie tony listów? Czemu tu tak cicho? – zastanawiam się. - To tylko pozory, wystarczy przyjrzeć się, co się dzieje na poszczególnych maszynach – śmieje się Przemysław Frocisz, kierownik działu rozdzielni listów zajmującego prawą część hali. Po lewej dział rozdzielni paczek.
Kierownik na rowerze
Hala terminalu ma 216 m długości i do 126 m szerokości. Kierownicy zmian poruszają się między maszynami na rowerach. - Mimo postępu techniki, zawsze potrzebny jest człowiek, który nadzoruje sprzęt – wyjaśnia mój przewodnik. W Centrum na różnych zmianach, w administracji, ochronie, działach rozdzielni listów i paczek pracuje ponad 450 osób. Jednak przed świętami zawsze zatrudnia się dodatkową pomoc. – Nazywamy to „żniwami pocztowymi” – tłumaczy Przemysław Frocisz. – Mamy wówczas ośmiokrotnie więcej przesyłek niż zwykle. Centrum uroczyście otwarto w marcu tego roku, jednak maszyny pocztowe wprowadzano w Poznaniu już w latach 90. Znajdowały się w poprzedniej siedzibie rozdzielni, przy ulicy Głogowskiej. Docelowo podobnych wydziałów ma być w kraju 14. Drugie, jeszcze większe centrum ekspedycyjno-rozdzielcze znajduje się w Warszawie. Poznań obsługuje wszystkie listy wychodzące i przyjmuje worki z przesyłkami z innych węzłów pocztowych w Polsce, w stolicy rozdziela się dodatkowo korespondencję z zagranicy. Podobne rozdzielnie działają w Łodzi, Katowicach i Krakowie. Są w pełni zmechanizowane, ale nie mają jeszcze własnych budynków. Poznańskie Centrum ma być szablonem, według którego powstaną.
Petarda w skrzynce
Maszyna licująco-stemplująca, przy której stajemy, potrafi oddzielić listy niegabarytowe (przesyłki powyżej 5 mm grubości segreguje dziś ręcznie Ewa Woźniak) i te bez znaczka, rozróżnia priorytety i przesyłki ekonomiczne, odwraca je właściwą stroną, rozpoznaje znaczki pocztowe i sumuje ich wartość. Tu także odbywa się stemplowanie przesyłek oraz odrzucanie innych rzeczy, które trafiły do skrzynki: - Ludzie często przez przypadek wrzucają razem z listami klucze, ale trafiają się i dziwniejsze rzeczy – kierownik Frocisz waha się przez chwilę. – Znajdujemy bieliznę czy prezerwatywy. Zdarzają się przesyłki nadpalone, zwłaszcza przed Gwiazdką, gdy dzieciaki wrzucają do skrzynek petardy – kiwa głową.
Powrót tradycji
Centrum pracuje przez wszystkie dni w roku, w tygodniu przez całą dobę, w weekend tylko rano. Przesyłki ekonomiczne rozdziela się w ciągu dnia, priorytety późno wieczorem. Konieczna jest także kilkugodzinna przerwa, podczas której mechanicy konserwują sprzęt. Jak na razie sprzęt działa bezawaryjnie, pewnie dlatego, że to jedna z dwóch najnowocześniejszych rozdzielni w Europie (druga znajduje się w Hiszpanii). – Wiele osób korzysta z e-maili, ale przesyłki reklamowe, wyciągi z kont i rachunki, nadal wysyła się tradycyjną pocztą – podkreśla dyrektor Wydziału Ekspedycyjno-Rozdzielczego Przemysław Franczak. – Obserwujemy nawet wzrost liczby przesyłek i to nie tylko pism służbowych. Ludzie powracają do wysyłania tradycyjnych kartek, bo jest to w dobrym tonie. Wiadomo, że wypisanie życzeń wymaga więcej wysiłku niż wystukanie sms-a.
Ściana płaczu
Standardowe przesyłki listowe, po opuszczeniu maszyny licująco-stemplującej trafiają na maszyny wstępnego i szczegółowego rozdziału. Maszyna wstępnego rozdziału o wydajności 90 tys. listów na godz (– Ile zdążyłby posegregować w tym czasie człowiek? – pyta retorycznie jeden z mechaników), nanosi na przesyłkę kod kreskowy: widoczny niekiedy jako rządek pomarańczowych kresek w rogu koperty. Na jego podstawie kolejna maszyna „wie“, nie tylko do jakiej miejscowości, ale nawet do jakiego rejonu dostarczyć przesyłkę. Na końcu taśmy posegregowane listy są pakowane w folię, a stamtąd trafiają już do pocztowych worków. – Pracownicy nadają sprzętowi nazwy. Maszyna do rozdziału wstępnego to ściana płaczu, ta do listów niestandardowych to karuzela – razem z Przemysławem Frociszem wspinamy się po schodach do położonego na podwyższeniu taśmociągu, który rzeczywiście przypomina obracającą się karuzelę.
Karuzela z kartonami
Po drugiej stronie hali znajduje się jego większy odpowiednik: maszyna do rozdziału paczek, której wydajność wynosi do 7 tys. kartonów na godzinę. Każdy z nich jedzie na niewielkim wagoniku, który przechyla się, przy jednej z licznych „zjeżdżalni”, zakończonych workami. Obok pracownik podtrzymuje stos opakowań, które kolejna maszyna owija folią. Jako takie palety pojadą we wszystkich kierunkach kraju. W sąsiednim boksie, na stanowisku prenumeraty Aleksandra Urbaniak i Małgorzata Grabiak demonstrują, jak komputer ułatwia im pracę. Nad każdą z półek oznaczających jeden z urzędów pocztowych węzła poznańskiego wyświetla się liczba zamówionych egzemplarzy czasopisma. Czy mają program rozdziału „Gazety Poznańskiej”? – Nie, programy dotyczą pism wydawanych w innych miastach – śmieją się.
Nauczcie się adresować!
Plagą i największym utrudnieniem dla prac w Centrum jest niepoprawne adresowanie. - Ostatnią linią w polu adresowym powinien zawsze być kod. Jeżeli piszemy za granicę, przed cyferkami należy postawić skrót danego kraju, taki jak na naklejkach samochodowych – objaśnia Przemysław Frocisz. Co się dzieje ze źle zaadresowanymi przesyłkami?
- Wiele kodów znam na pamięć... Zofia Domżalska uś- miecha się, nie przerywając pracy. Przed nią na ekranie komputera wyświetlają się zeskanowane obrazy listów z niewyraźnymi cyferkami lub tylko z nazwą miejscowości. Pani Zofia i jej siedem koleżanek na wpisanie każdego kodu mają zaledwie kilka sekund. Znajdujemy się na stanowisku wideokodowania. Tu adresuje się listy, których nie potrafiła rozdzielić maszyna. - Parę lat temu, mieliśmy przesyłkę bez kodu, z nazwą miejscowości „Łuć” zamiast Łódź – wspomina kierownik. - Mieliśmy kiedyś skargę, bo list zamiast na plac Cyryla Ratajskiego trafił na ulicę jego imienia. Pech chciał, że w obu miejscach, pod tymi samymi numerami mieszkali Kaczmarkowie. Wszystko przez brak kodu – rozkłada ręce.
Tirem i samolotem
Przed halą pomarańczowy wagon pocztowy. – Stoi tu na pamiątkę – Przemysław Frocisz przygląda mu się ze smutnym uśmiechem. - Obecnie transport przesyłek na terenie kraju odbywa się prawie wyłącznie samochodami lub drogą lotniczą. Działają tylko dwa ambulanse pocztowe, jeden z nich na trasie Szczecin-Katowice. Obok wagonu kilka tirów z firmowym logo Poczty Polskiej. Kierowcy, którzy przywieźli przesyłki z innych części kraju, śpią teraz w hotelu dla konwojentów, położonym obok hali. – Żal mi ambulansów, ale gdy kolej wprowadziła szybkie połączenia między Poznaniem a Warszawą, zabrakło zwykłego pociągu, którym mogłyby jechać listy – wzdycha Przemysław Franczak. - Podobnie jest na innych liniach. Zniknęła większość tzw. „dwójek”, czyli urzędów dworcowych, które pamiętamy z dzieciństwa. Taki znak czasu, ale my robimy swoje i staramy się, jak najlepiej służyć naszym klientom- uśmiecha się dyrektor. – Tylko adresujcie te listy dobrze... – wtrąca kierownik Frocisz.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?