Jest zawsze tam, gdy dzieje się coś groźnego. Pożar czy wypadek. Jak przyznaje, jedzie nawet, gdy jest po służbie.
Andrzej Woźnicki, bo o nim mowa, to strażak z powołania. - Uważam, że strażakiem się jest, albo wykonuje się tylko pracę. Oczywiście można, wychodząc z komendy, odcinać się od wszystkiego. Zrobić co trzeba od ósmej do piętnastej i iść do domu. Jednak to nie w moim stylu. I to staram się wpoić także swoim podwładnym. Ja jestem, jak to się mówi w naszym slangu, strażolem z krwi i kości. Nie wyobrażam sobie siebie jako urzędnika w komendzie, siedzącego nad stertą papierów, choć wiem, że i ta praca jest potrzebna. Wolę być tam, gdzie coś się dzieje. Nawet wtedy, gdy z akcji wraca się usmolonym i wręcz cuchnącym od dymu i spalenizny. Mnie to jednak nie przeszkadza. Nie myślę o odejściu. Dopóki będzie mi się chciało wstawać w niedzielę czy święta i iść do pracy z przyjemnością, to będą to robił. Dziś - jako na dowódcy - ciąży na mnie duża odpowiedzialność. Nie tylko za siebie, ale i za innych strażaków, osoby poszkodowane, a nawet gapiów. Jednak nie potrafię jako dowódca stać z boku z krótkofalówką w ręku. Staram się być zawsze przy strażakach. Gdy zachodzi potrzeba, sam biorę sprzęt w ręce i działam - tłumaczy Andrzej Woźnicki, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej
Więcej czytaj w "Tygodniku Wągrowieckim"
Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?